MoneyPlatforma Obywatelska popiera proponowane przez polskich pracodawców zmiany w kodeksie pracy. Dla 16 milionów pracujących Polaków oznaczają one skrócenie z czterech do dwóch dni tzw. urlopu na żądanie oraz danie pracodawcy prawa odmowy udzielenia go. Urlop na żądanie udzielany jest wtedy, gdy pracownik nie może ustalić wcześniej z pracodawcą nieobecności w pracy, w sytuacjach wyjątkowych.
Politycy partii Donalda Tuska wysłuchują uważnie narzekań pracodawców, że pracownicy dopuszczają się… brania urlopów na żądanie bez wyjątkowych sytuacji; według nich jest to forma strajku, który może paraliżować zakłady pracy. Złożyli oni w Sejmie wniosek o zmianę przepisów, a sprawą zajęła się tzw. Komisja Przyjazne Państwo. Przyjazne oczywiście nie dla pracowników i nie dla zwykłych obywateli.
Nowi posiadacze niewolników chcą nie tylko ograniczenia o połowę liczby przysługującego urlopu na żądanie ale również zmian zasad jego zgłaszania. Pracownik musiałby zawiadomić pracodawcę o nieobecności najpóźniej godzinę przed rozpoczęciem pracy, dziś musi to zrobić w tym samym dniu. Dodatkowo właściciel firmy mógłby odmówić udzielenia urlopu „z powodu szczególnych potrzeb pracodawcy, jeżeli nieobecność pracownika spowodowałaby poważne zakłócenia toku pracy”. Mało prawdopodobnym jest by zasadniczość owych „zakłóceń toku pracy” była jakkolwiek sprawdzana. Niemal pewnym za to wydaje się, że szczególne potrzeby pracodawcy wygrywałyby ze szczególnymi potrzebami pracownika.

„- Nie może być tak, że to pracownik sam decyduje, kiedy przyjdzie do pracy, a kiedy nie. Nie da się wtedy zorganizować zajęć w firmie” – mówi dr Monika Gładoch z Katedry Prawa Pracy Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie i doradca Pracodawców RP (kiedyś Konfederacji Pracodawców Prywatnych). Zapewnia ona również, że urlopu na żądanie nie ma nigdzie w Europie, co jest nieprawdą.
Szantażuje też możliwością omijania przez właścicieli firm przepisów, zatrudniania pracowników na umowę-zlecenie, wtedy urlop na żądanie nie przysługuje. Proponowanym przez właścicieli zmianom ochoczo przyklaskują politycy PO, członkowie Komisji Przyjazne Państwo oraz media głównego nurtu. Te ostatnie określają urlop na żądanie szyderczym „kacowym”.

Przeciwko propozycjom tym nie występują jednoznacznie największe związki zawodowe, np. NSZZ Solidarność. Ich władze również uważają, że zmiany są konieczne, zastrzegają jedynie, że nie zgodzą się na zmniejszenie ilości dni do wykorzystania z czterech do dwóch.
Własne propozycje odnośnie zmian ma Ministerstwo Pracy, chce ono by nadal pracownikowi przysługiwały 4 dni wolnego w roku, jednak mógłby wykorzystywać jedynie jeden dzień na kwartał. Resztę nagłych spraw i wyjątkowych sytuacji musiałby przełożyć na później.