Gdy w drzwiach domu będącego metaforą bezpieczeństwa, schronienia, oazą ciepła rodzinnego staje potężny oprawca, z którym prześladowany nie jest w stanie podjąć walki; gdy działając w ramach tzw „wolności” postępuje on nikczemnie i fałszywie użyczając swobodę głoszenia własnych zapatrywań światopoglądowych jedynie dla wybranych; gdy wreszcie ów bezwzględny ciemiężca dehumanizuje cel swego ataku obrzucając go anatemą – nazywając środowiska nacjonalistyczne hitlerowskimi – WÓWCZAS MILCZEĆ NIE MOŻNA!

Represje jakie dotknęły wrocławskich nacjonalistów znane są powszechnie w naszym środowisku. Portal, na którym użyczono mi głosu informował o nich niejednokrotnie (czytaj: Wrocław: Prześladowani narodowcy oraz Kolejny tekst o prześladowaniach we Wrocławiu). Niestety wizja podobnych oskarżeń, prześladowań staje się coraz bardziej realna dla coraz szerszych kręgów aktywistów, które to nie zamierzając być bierne kontynuują tradycję polskiego środowiska nacjonalistycznego, przy jednoczesnym zaangażowaniu w życie społeczno-polityczne naszego kraju. O tych tragicznych wydarzeniach nie wie jednak przeciętny Polak i w końcu należało go o tym uświadomić.

W sobotę dnia 2 X 2010 r. wrocławscy nacjonaliści zawiązali manifestacje, pod przewodnim hasłem „Stop prześladowaniom patriotów”. Owe zgromadzenie masowe to nie wyraz rozpaczy, a raczej przestroga adresowana do przeciętnego Polaka, który musi wiedzieć, że wolność gwarantowana w Konstytucji RP jest iluzoryczna, zaś zapatrywania niezgodne z głównym demoliberalnym nurtem są karane niczym działania kryminalne – pro publico bono naturalnie.

Po godzinie 15 lokalni aktywiści, wspierani w ramach solidarności przez delegacje z innych miast ruszyli pochodem z okolicy przejścia podziemnego przy ul. Świdnickiej. Liczba uczestników oscylowała w granicach 40 – 50. By podkreślić tematykę manifestacji na samym czele niesiony był transparent o wymownej treści – Stop prześladowaniom patriotów. Przez ponad godzinę turyści, mieszkańcy miasta, przyjezdni studenci którzy w rozpoczynającym roku akademickim pierwsze kroki skierowali do jednego z najbardziej atrkacyjnych punktów miasta, słowem więc: wszyscy zgromadzeni na wrocławskim rynku byli poprzez okrzyki naszej grupy jak i ulotki rozdawane zainteresowanym informowani o obłudzie demokracji i niemalże totalitarnych represjach, jakie dotykają nacjonalistów. Kilkakrotnie stawaliśmy w tym centralnym miejscu miasta, by okolicznościowymi przemówieniami zobrazować wagę dotyczącego nas problemu. Liczba ulotek okazała się nie wystarczająca, bowiem 400 sztuk rozeszło się dosłownie w kilkanaście minut. Standardowo poparcia udzieliły nam grupki obserwatorów, które w erze prania mózgu przez mass media zachowały resztki trzeźwego rozumu, jednakże towarzyszyły nam także mętne spojrzenia „wolnościowców” o ograniczonych możliwościach percepcyjno-kreatywnych. Wśród tych znaczącą część stanowili uczestnicy zbiegowiska domagającego sie legalizacji narkotyków. Mieliśmy „przyjemność” minąć ich główny punkt zgromadzenia, gdzie pod sztandarem wolności domagali się zdjęcia z systemu kar jednej z największej plag ówczesnej Europy. W tym momencie padły odpowiednie okrzyki „Silny naród to wielka ojczyzna” czy też „Nacjonaliści przeciwko narkotykom”. Generalnie zaś wszystkie nawiązywały do naczelnego hasła manifestacji – „Stop represjom politycznym”, „Stop fałszywej demokracji”, „Wolność słowa dla nacjonalistów”, „Naszym znakiem Orzeł Biały” czy też dosadne werbalnie „Nadchodzą nacjonaliści” mające na celu identyfikacje, kto właśnie podąża daną trasą.

Brawa i inne wyrazy aprobaty ze strony przechodniów były doskonałym dowodem na to, że częściowo osiągneliśmy swój cel. Daliśmy społeczeństwu znać, że obecna władza, poprzez fałszywe etykietkowanie sił patriotyczno-nacjonalistycznych jako hitlerowskich sama sobie podważa wiarygodność i kompromituje się w oczach obywateli. Sobie zaś zagwarantowaliśmy dobry PR.

PS. Tu trochę prywaty: ponownie dziękuję lokalnym działaczom za wszelką udzieloną mi w tym dniu pomoc i gościnę.