Paweł Jan Tanajno przypomina o sobie niemal przy okazji każdych wyborów, zazwyczaj i tak wracając do swojej podstawowej roli człowieka-memu. Przez dwa dni udało mu się jednak zwrócić na siebie uwagę, co w dobie znudzenia tematyką koronawirusa nie jest zresztą zbyt trudne. |Internet zalała więc fala jak zwykle naiwnych komentarzy osób bajających o „fali społecznego niezadowolenia” i „Majdanie w Warszawie”.

Trudno właściwie powiedzieć, co w przypadku działalności Tanajno jest trollingiem, a co nim nie jest. Patrząc na jego dotychczasową działalność można jednak pokusić się o stwierdzenie, że praktycznie wszystko. Dobry trolling ma to do siebie, że przynajmniej część osób rzeczywiście daje się na niego nabrać. I tak właśnie było, gdy w czwartek i piątek trudna do oszacowania, ale na ogól kilkudziesięcioosobowa grupa osób postanowiła podążyć za nowym symbolem uciemiężonych polskich przedsiębiorców.

Zorganizowanie demonstracji pod wzniosłymi hasłami obrony jakiejś „wyższej sprawy”, a za taką można uznać „ratowanie miejsc pracy”, musiało siłą rzeczy przyciągnąć bardzo różnorodne osoby. Czyli także całą masę oszołomów, czy jak się teraz modnie mówi – szurów. Na „Strajku Przedsiębiorców” było ich co niemiara. Telewizja publiczna nie musiała więc specjalnie się wysilać, chcąc wyśmiać dwudniowe demonstracje. Trudno się zresztą temu dziwić – wśród uczestników piątkowej manifestacji znalazł się wrocławski oszołom Piotr Rybak, a jego ludzie majaczyli o instalowaniu anten 5G w polskich lasach.

Oczywiście najwięcej wojowników o tak zwaną wolną Polskę pozostało w domach, aby przed monitorami instruować organizatorów jak powinni poprowadzić swoją demonstrację. Szczerze mówiąc Tanajno może się cieszyć, że ograniczyli się jedynie do przedstawiania swoich złotych recept, bo w przeciwnym razie naczelny polski troll szedłby na czele marszu kilkuset antyszczepionkowców, foliarzy i tym podobnych dziwacznych osobistości.

Tak czy siak ktoś na ulice wyszedł, co dla internetowych komentatorów stało się doskonałym pretekstem, by po raz tysięczny wieścić „Majdan w Warszawie”, a także bredzić o „fali społecznego niezadowolenia”. Internet jest niezwykle ważny dla niniejszego wywodu. Autor niniejszego tekstu pragnie bowiem zauważyć, że praktycznie każda grupa osób zafiksowana na punkcie danej idei wydaje się żyć w „internetowej bańce”. Polega ona na przekonaniu, że dominacja podzielanych przez nich opinii w mediach społecznościowych jest odzwierciedleniem prawdziwych poglądów rzekomo rosnącej grupy społeczeństwa.

Polacy bardzo często mają się więc „budzić” i „zaczyna do nich docierać”, bo na Twitterze albo Facebook’u na dany temat pojawiło się kilka komentarzy więcej niż zazwyczaj. Takie przekonanie dotyczy właściwie każdej grupy politycznej w Polsce. W takiej samej bańce żyją zwolennicy Prawa i Sprawiedliwości, Koalicji Obywatelskiej, Konfederacji i szeroko pojętej lewicy. Inaczej jest jedynie w przypadku zwolenników Polskiego Stronnictwa Ludowego – zapewne dlatego, że ich nie widać nigdzie.

Jaki jest jednak z tego wniosek? Otóż zdecydowana większość społeczeństwa albo nie interesuje się polityką i w ogóle nie głosuje, albo kwalifikuje się do tak zwanego „przepływu elektoratów” pomiędzy poszczególnymi partiami. Czyli patrzy jedynie czy rzeczywiście dzięki rządom danego ugrupowania cokolwiek zmienia się ich w życiu. Gdy się jednak nie zmienia, wówczas takie osoby przerzucają swoje głosy na konkurentów popieranego przez siebie dotychczas ugrupowania. Tak naprawdę osób chcących głosować na cokolwiek spoza dwóch wiodących partii (a w naszej polityce praktycznie zawsze takie były) jest jedynie garstka.

Nikt nie będzie więc ujmował się za grupą przedsiębiorców, górników, pielęgniarek, lekarzy czy nauczycieli, bo każdy patrzy zasadniczo tylko na interesy swoje i swojej rodziny. Możemy oczywiście obserwować sondaże, według których większość społeczeństwa opowiada się za podniesieniem pensji tej czy innej grupy zawodowej, lecz nie ma to większego przełożenia na rzeczywistość. Polacy nie są też szczególnymi zwolennikami wolności słowa. Oczywiście chcą deklaratywnie robić co im się żywnie podoba, ale tylko wtedy, gdy pozostali nie preferują innego stylu życia albo światopoglądu. Nikt więc nie będzie umierał za możliwość głoszenia swoich poglądów przez określoną społeczność.

Trudno więc oczekiwać, aby w Polsce mogło dojść do jakichś masowych protestów społecznych, wieszczonych zwłaszcza w kontekście kryzysu gospodarczego po pandemii koronawirusa. Polacy już po karnawale pierwszej „Solidarności” popadli w letarg, a pewne przebudzenie w pierwszych latach po „transformacji ustrojowej”, związane głównie z upadkiem kolejnych zakładów pracy, bardzo szybko się skończyło. Później tylko garstka osób była zdecydowana o coś walczyć, a do tej garstki bardzo szybko dołączali się różni nieciekawi ludzie.

Takim nieciekawym człowiekiem jest także Tanajno. Oczywiście, memy z jego udziałem dalej bawią, a on sam dostarcza wciąż solidnej porcji LOLcontentu, ale tylko osoby naiwne albo po prostu niezrównoważone mogą widzieć w nim nowego trybuna, za którym pójdzie lud. Lud nie poszedł masowo za Pawłem Kukizem, nie poszedł za Michałem Kołodziejczakiem, a więc nie pójdzie także za żadnym z alternatywnych wobec Andrzeja Dudy kandydatów na prezydenta. Nawet jeśli ten, podobnie jak podczas wyborów w Warszawie przed dwoma laty, obieca każdemu dostawę pizzy hawajskiej.

M.