Zwolennicy Prawa i Sprawiedliwości na większość zarzutów kierowanych wobec swojej ukochanej partii odpowiadają nawiązaniem do czasu rządów Platformy Obywatelskiej. Każdy kto obserwuje polską politykę pamięta więc zapewne, że przed 2015 rokiem przeciwnicy ówczesnej władzy byli prześladowani przez „POlicję” kierowaną przez „POlszewików”. Po tamtej retoryce nie ma już nawet śladu. Teraz PiS-owcy chętnie łajaliby swoich konkurentów milicyjną pałą, a zaliczający się do nich pisarz Jacek Piekara chciałby nawet oglądać przy tej okazji nagie męskie pośladki.

Zdaje się, że nikt nie poświęcił tyle uwagi ubiegłotygodniowym protestom pod przywództwem Pawła Tanajno, co zwolennicy samego „Strajku przedsiębiorców” oraz wyborcy PiS-u. Oczywiście złośliwi mogą zauważyć, iż także nasz portal już po raz drugi w przeciągu paru dni nawiązuje do tych wydarzeń, choć były one dla nas zwyczajnie groteskowe. Trudno jednak zupełnie odciąć się od tego wydarzenia. A wszystko z powodu coraz dalej posuniętej hipokryzji zwolenników obecnej władzy, którzy za rządów Donalda Tuska i Ewy Kopacz alergicznie reagowali na każde zachowanie milicjantów podczas wszelkiego rodzaju protestów.

Tym bardziej, że to nie PiS-owcy, ale środowiska narodowe najbardziej odczuły na własnej skórze działalność troglodytów w mundurach, którzy wielokrotnie przeprowadzali liczne prowokacje wobec nacjonalistów, a także wspieranych przez nich grup społecznych pokroju górników. Któż bowiem świadomy politycznie przed 2015 rokiem nie pamięta słynnej akcji Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego w redakcji tygodnika „Wprost”? Ilu naszych czytelników zostało wylegitymowanych przy okazji meczu piłkarskiego, gdy wznosiło okrzyki nieprzychylne byłemu już szefowi rządu oraz byłemu przewodniczącemu Rady Europejskiej? O Marszu Niepodległości nawet nie wspominając.

Zresztą manifestacja z okazji Święta Niepodległości powraca często w retoryce PiS-owców. Zazwyczaj przypominają oni, że 11 listopada za rządów PO zawsze mieliśmy do czynienia z zadymą, natomiast teraz jest pełen spokój. Najwyżej jest on w mocno ograniczony sposób zakłócany przez działaczy Komitetu Obrony Demokracji czy innych Obywateli RP. Nie wspominają już jednak, że ABW przed tą datą urządza regularne polowania na środowiska nacjonalistyczne. Najbardziej jaskrawy przykład wykorzystywania służb do politycznych celów partii rządzącej widzieliśmy na 100-lecie niepodległości, ale także i w ubiegłym roku. W obu przypadkach już kilka dni wcześniej pod domami organizatorów „Czarnego Bloku” kręcili się smutni panowie kręcący swoimi milicyjnymi wąsiskami.

To już zwolenników PiS-u nie obchodzi, o samych politykach tej partii nie ma nawet po co wspominać. Ugrupowanie za które daliby się pokroić jest już przy władzy, tak więc dawne hasła o „POlicji” odeszły w niepamięć. Trudno zresztą oczekiwać, że nacjonalistów, kibiców czy inne protestujące grupy będzie bronić banda hipokrytów, którzy jednego dnia skądinąd słusznie wyśmiewają Roberta Biedronia, aby 24 godziny później bronić nominacji homoseksualisty Kamila Zaradkiewicza do Sądu Najwyższego.

W poprzedni weekend swojej hipokryzji dała wyraz nie tylko telewizja publiczna oraz grupa opłacanych PiS-owskich trolli działających w mediach społecznościowych, lecz również jeden z niewielu znanych ludzi kultury wspierających „dobrą zmianę”. Wspomniany już Piekara w swoim wpisie na Twitterze stwierdził wprost, że „chętnie zobaczył policjantów, którzy takiemu podżegaczowi i awanturnikowi jak Braun dają ze 20 pał na gołą dupę!”. Pisarz dał więc nie tylko wyraz fascynacji czysto ZOMO-wskimi praktykami, ale także zaprezentował swoje pragnienie oglądania odsłoniętych miejsc intymnych innych mężczyzn. No cóż, być może Piekara jest po prostu bliskim kolegą sędziego Zaradkiewicza.

Wiadomo jednak na pewno, że ów pisarz jest jednym z tych ludzi, którzy są typowymi odbiorcami coraz bardziej topornej rządowej propagandy. Czyli katowanego do odruchów wymiotnych hasła „PiS zabrał złodziejom i oddał dzieciom”, straszenia zachodnią interwencją przy jednoczesnym spełnianiu wszelkich żądań Stanów Zjednoczonych, tropienia wszędzie „ruskich agentów” oraz wrzucania wszystkich krytyków polityki Jarosława Kaczyńskiego do jednego worka ze napisem „KODziarze”. Nic więc dziwnego, że po zmianie wajchy działania mundurowych zachwalają te same osoby, które jeszcze 5 lat temu lubowały się w używaniu zwrotów o „POlicji”.

Fanatycy PiS-u wydają się jednak nie zauważać, że PO też przygotowywało się już do wiecznych rządów i „nie miało z kim przegrać”. Partia Kaczyńskiego w końcu także potknie się o własne nogi, o co zapewne skrupulatnie zadbają geniusze pokroju Jacka Sasina. Trudno wierzyć w bajania Grzegorza Brauna i Konfederatów o wieszaniu jakichś ministrów, ale z pewnością następcy PiS-u nie będą się  patyczkować ze środowiskiem tego ugrupowania. A wówczas nikt nie będzie miał współczucia dla zwolenników partii Kaczyńskiego – na czele z milicjantami jedzącymi już z ręki nowej władzy.

M.