Amerykański sekretarz stanu Mike Pompeo wprost poparł demonstrantów organizujących od wczoraj protesty w Iranie. W ten sposób Stany Zjednoczone chcą wykorzystać społeczny sprzeciw wobec racjonowania benzyny i podwyżki jej cen. Władze Iranu bronią z kolei swojej decyzji, oskarżając o chaos w miastach wrogów kraju oraz chuliganów.

Na swoim koncie w serwisie Twitter bliski współpracownik prezydenta Donalda Trumpa przypomniał swój wpis sprzed półtora roku, gdy wspierał ówczesne antyrządowe protesty jakie przetoczyły się przez Islamską Republikę Iranu. Pompeo potwierdził, że demonstranci także teraz mogą liczyć na wsparcie z Ameryki sprzeciwiając się władzy po „czterdziestu latach tyranii”.

Protesty w Iranie również na wspomnianym medium społecznościowym poparła rzecznik Departamentu Stanu USA, Morgan Ortagus. W swoim wpisie stwierdziła ona, że Stany Zjednoczone opowiadają się po stronie „cierpiącego narodu irańskiego”, a także potępiają ograniczanie dostępu do sieci internetowej ze strony irańskich władz.

Według najnowszych informacji w demonstracjach przeciwko racjonowaniu benzyny miało zginąć według niepotwierdzonych informacji już 29 osób (w tym policjantów), z kolei kilka kolejnych zostało rannych. Protesty w wielu miastach kraju spowodowały bowiem reakcję irańskiej policji, szacującej liczbę manifestantów na około 87,4 tys. osób. Służby wskazują na dużo bardziej gwałtowny charakter demonstracji, które w porównaniu do ubiegłego roku odznaczają się większym stopniem brutalności.

Jednocześnie irańska policja uważa, że tylko niewielka mniejszość uczestników protestów rzeczywiście przyłączyła się do zamieszek, polegających między innymi na atakowaniu posterunków policji. Ma to świadczyć o dobrym przeszkoleniu części demonstrantów, którzy mieli być dobrze przygotowani do organizacji rozruchów w porównaniu do zwykłych ludzi krytykujących niezapowiedziane podwyżki cen paliw.

Tymczasem duchowy przywódca Iranu, ajatollah Ali Chamenei, broni decyzji rządu o racjonowaniu benzyny i podwyżce cen paliw kupowanych poza ustanowionymi limitami. Jego zdaniem taki krok jest popierany przez ekspertów i jest efektem obowiązywania amerykańskich sankcji, przy czym część obywateli może rzeczywiście być zaniepokojona wzrostem cen. O organizowanie zamieszek oskarżył on jednak wrogów swojego państwa i chuliganów o podczepianie się pod protesty niezadowolonej części społeczeństwa.

Na podstawie: twitter.com, presstv.com, english.alarabiya.net.

Zobacz również: