Ekologia w ruchu nacjonalistycznym już dawno przestała być tematem tabu. Coraz większa ilość narodowych działaczy zarówno w ramach spędzania wolnego czasu na łonie natury, jak i zorganizowanych akcji wraz ze współtowarzyszami inicjuje sprzątanie parków i lasów, podejmuje wolontariat w schroniskach dla zwierząt czy przeprowadza zbiórki karmy i innych potrzebnych atrybutów dla tych ośrodków. Dzisiaj pragniemy przedstawić jednak aktywistę z Finlandii, który w swojej proekologicznej działalności wymyka się znanym nam standardom. „Trashman”, bo tak się tytułuje, autor bloga puskasissi.tumblr.com za główny cel postawił sobie sprzątanie dna jezior i morza. W tym celu nurkuje ze specjalną siatką, którą wyławia osiadłe na dnie, wyrzucane przez imbecyli śmieci. Zapraszamy do lektury.

***

Witaj! Znamy się już od dłuższego czasu i pomyślałem, że najwyższy czas aby przeprowadzić z Tobą wywiad. Myślę, że więcej osób powinno się dowiedzieć o Twojej działalności i o tym, co masz do powiedzenia na temat ekologii i nacjonalistycznego aktywizmu w tej dziedzinie. Dla czytelników chciałbym zaznaczyć, iż dołączam link do Twojego bloga na Tumblerze. Zaczynajmy więc. Pierwsza seria pytań to oczywiście standardowe „powiedz nam coś o sobie”, czyli ile masz lat, skąd jesteś, kto czy co stoi za Twoją motywacją, aby robić to, co aktualnie robisz i kiedy dokładnie podjąłeś się aktywizmu w temacie ekologii?

Czołem! Urodziłem się w lipcu 1996 roku w Kuopio w Finlandii, a więc mam aktualnie trochę ponad 22 lata. Moje zainteresowania w kwestii przyrody i ekologii podążają za mną w sumie odkąd pamiętam. Pierwszy raz zdałem sobie sprawę, że „coś jest nie tak” po wielu latach spędzonych w mojej chatce na jednej z wysp w zatoce fińskiej. Wiele razy słyszałem historie o tym jak to w latach 70-tych ubiegłego wieku woda była o wiele czystsza. Teraz wygląda raczej na mieszankę zieleni i brązu, a glony miejscami potrafią naprawdę nieprzyjemnie pachnieć, coś jak koszyk zgniłych jaj (śmiech). W tamtych czasach każdy mógł sobie stanąć na krańcu mola i, patrząc w wodę, ujrzeć dno jeziora. Za tak gwałtowne zmiany w przeciągu ostatnich 50-ciu lat odpowiadają np. Związek Radziecki, stan nowoczesnej agrokultury czy kapitalizm, który stanowczo stawia na zyski, a bardzo rzadko dba o środowisko w którym przychodzi nam dorastać. Po opowiadaniach starszego pokolenia, obraz czystego dna takiego jeziora utknął mi w pamięci już na stałe i popchnął mnie w kierunku odkrycia mojej pasji, czyli przyrody, biologii i ogółem natury. Wszystkiego, co nas otacza. Po tym, jak zakończyłem naukę w szkolę podstawowej postanowiłem aplikować do szkoły średniej w Helsinkach, która w tamtych czasach skupiała się na naukach humanistycznych. Moja aplikacja była 3-stronicowym wypracowaniem na temat tego, jak taczki zrewolucjonizowały ludzkie społeczeństwo. Zostałem przyjęty i przez następne trzy lata studiowałem ekologię humanitarną.

To właśnie w szkole średniej zrozumiałem, co tak naprawdę jest źródłem problemów środowiskowych: humaniści-imbecyle i pseudo-intelektualizm. Dosyć szybko doszedłem do tego wniosku. Moi wykładowcy wręcz ubóstwiali autora zwanego Jared Diamond. Diamond był człowiekiem, który twierdził, że głównym źródłem aktualnych problemów kontynentu afrykańskiego było to, iż tubylcy nie mieli potrzeby domestykacji zebry oraz zwierząt rolnych ponieważ było to „kłopotliwe” (śmiech). Ta „kłopotliwość”, która tak naprawdę była po prostu brakiem rozwiniętej cywilizacji, według Diamonda została szybko zatrzymana przez europejskich eksploratorów. To właśnie ten tok myślenia zmusił mnie do zapoznania się z bardziej radykalnymi i intelektualnie uczciwymi autorami, aby ujednostajnić napływ tego pseudo-historycznego dialogu, który przybywał w moim kierunku z powodu skrajnie lewicowych wykładowców.

Nie zajęło mi to długo, aby znaleźć książkę „Our Word”, nikogo innego jak bojownika Zapatystowskiej Armii Wyzwolenia Narodowego, Subcommandante Marcosa. Podczas czytania tej książki zostałem uderzony prosto w twarz rzetelnymi informacjami na temat eksploatacji przyrody i człowieka przez wielkie firmy, czyli realiami życia w Meksyku. Do tej pory dobrze pamiętam jeden specyficzny rozdział, który opisywał to jak wyglądała mała wioska w Chiapas. Malutkie cementowe chatki, które trzęsły się gdy wielkie naftowe ciężarówki przejeżdżały obok. Niezliczona ilość głodnych dzieci siedzących na suchej ziemi, umierająca pod lawiną wszy i pasożytów jelitowych. Budynek, który zależąc od dnia tygodnia, był albo kościołem, albo ratuszem, albo szkołą. Edukacja lokalnych dzieci, która zaczynała i kończyła się na plakatach ostrzegających o niebezpieczeństwie chorób wenerycznych i o tym jak ważne jest użycie prezerwatyw podczas stosunku płciowego… a wszystko to sponsorowane przez nikogo innego jak Nestle. Dosyć ironiczne jednak jest to, że znalazłem tę książkę w klasie pełnej pozycji raczej słabych autorów, którzy byli rezultatem rewolucji studenckiej w Finlandii w latach 60-tych. W tym samym pokoju gdzie uczono mnie, że naszym zbawieniem jest zaakceptowanie multikulturalizmu i globalizacji naszej planety – nauczyłem się, że zmiana nadejdzie jedynie poprzez użycie karabinów maszynowych i granatów.

Podczas mojego drugiego roku w szkole średniej postanowiłem ruszyć w podróż po Finlandii wraz z moim najbliższym znajomym, aspirującym reżyserem filmowym, aby stworzyć krótki dokument na temat aktualnego kryzysu rybnego. Wstydliwy stan polityki wokół podupadającego przemysłu rybnego w Finlandii dotknął nas bardzo głęboko i spędziliśmy kilka dobrych tygodni podróżując i przeprowadzając wywiady z politykami, celebrytami, wykładowcami i co najważniejsze: ze zwykłymi robotnikami, a wszystko to na bardzo niskim budżecie. Ten projekt, zwany Kalastuksen kehitysmaa, był tym, co naprawdę spowodowało, że zainteresowałem się aktywizmem w temacie ekologii.

Po tym jak zyskaliśmy dosyć duży rozgłos medialny i po wydarzeniach w Laplandii, które sprawiłyz że projekt został zawieszony, postanowiłem, iż muszę znaleźć jakiś sposób aby dalej działać. Większość czasu spędziłem pisząc wiele artykułów w internecie, których i tak nikt nie czytał (śmiech). Wziąłem się jednak za czytanie i zapoznałem się z takimi autorami jak Pentti Linkola czy Theodore Kaczyński. Kilka tygodni po stworzeniu swojego bloga udało mi się już zyskać dosyć dużą ilość „fanów” i niektóre z moich grafik zyskały dużą popularność. Oczywiście to mi nie wystarczyło i byłem bardzo zdenerwowany, że cały czas mówiłem innym co i jak mają robić, a sam siedziałem na tyłku (śmiech).

Na pomysł nurkowania i przy tym zbierania śmieci na dnie jezior wpadłem całkiem przypadkowo. Pasją mojego przyjaciela jest właśnie nurkowanie i łowiectwo podwodne i chciał żebym do niego pewnego dnia dołączył. To właśnie podczas naszego pierwszego nurkowania w roku 2017 zdałem sobie sprawę, jak bardzo zanieczyszczone są nasze jeziora, zwłaszcza na dnie.

I tu właśnie tkwi problem ze śmieceniem: jeśli tego nie widzimy to o tym nie myślimy. Nie zostawiamy przecież gór śmieci w centrach naszych miast. Jeśli mielibyśmy spoglądać na górę śmieci każdego razu kiedy wyszlibyśmy rano z naszego apartamentu, myślę że wielu z nas miałoby szybką zmianę poglądów na ten temat. To samo tyczy się zanieczyszczenia w wodzie. Nikt poza nurkami nie boryka się z tym problemem. Pierwsze śmieci wyłowiłem właśnie pierwszego dnia kiedy nurkowałem. Trzy paczki po czipsach, dziesiątki plastikowych kubków i butelek oraz puszki po piwie. Dosyć ironiczne jest to, że tej jesieni np. udało mi się wyłowić aż 9(!) masek do nurkowania podczas jednej „sesji”.

Jeśli miałbym powiedzieć kto lub co zmotywowało mnie i najbardziej na mnie wpłynęło, to z pewnością byliby to właśnie ci wykładowcy-ignoranci w szkole średniej. Czytelnicy będą musieli mi wybaczyć, że używam tak ostrych słów, aby ich opisać. Nie mam nic przeciwko nim jako osobom indywidualnym. Mój problem tkwi w ich światopoglądzie. Światopogląd ten skierowany jest tylko do osób, które zamieszkują wielkie miasta. Są oni przykładem nowoczesnego „ekologa” i właśnie dlatego trzeba ich usunąć ze stołków.

Dziękuję Ci bardzo za tę długą, ale jakże pouczającą wypowiedź. Świetna sprawa. Chciałbym zapytać Cię teraz o coś, co pomogłoby nowym aktywistom w rozpoczęciu ich drogi w aktywizmie ekologicznym. Którzy autorzy i które książki, z zakresu ekologii i aktywizmu właśnie, wpłynęły na Ciebie najbardziej i które książki czy autorów poleciłbyś dla aspirujących aktywistów?

Książki, które tak naprawdę utworzyły mój światopogląd to „Can Life Prevail?” autorstwa Linkoli oraz „Technological Slavery” autorstwa Teodora Kaczyńskiego. Jeśli natomiast chodzi o innych autorów, po których można sięgnąć to jest ich zdecydowanie dosyć dużo. Trzeba na wstępie jednak pamiętać, że jeśli chodzi o ekologię i ochronę środowiska, to stanowczo uważam, że nie istnieją żadne podziały polityczno-partyjne. Jest tylko jeden cel, a więc jeśli oddzielisz głupie gadanie od faktu to możesz się wiele nauczyć od autorów których, jeśli spotkałbyś ich na ulicy, tłukłbyś za propagowanie „lewactwa” (śmiech). Spośród tych właśnie autorów poleciłbym Subcommandante Marcosa, autorów „Atassa”, Charlesa Mansona, R. W. Darré i L. Klagesa. Dużo też można się nauczyć z lektur bardziej duchowych, jak na przykład wedyjska „Bhagavad Gita”.

A więc według Ciebie jaką działalność powinien obrać aspirujący „eko-faszysta”? Jak zacząć swą podróż na drodze do aktywizmu ekologicznego?

Po pierwsze, jeśli twoim celem jest raczej aktywizm bez przemocy to warto pamiętać, aby nie słuchać tego, co mówią guru czy naukowcy i ekolodzy, którzy obiecują nam nowe sposoby, aby konsumować produkty produkowane na skalę przemysłową, bez poczucia winy. Trzeba zdjąć klapki z oczu i przejrzeć tę „zieloną” szaradę. Trzeba zdać sobie sprawę w jakim świecie żyjemy. Po drugie, trzeba przestać z fantazjami o staniu na ulicy i krzyczeniu w proteście. Podam jeden z wielu przykładów: protesty przeciwko łowom na foki w Kanadzie obeszły się bez wielkiego echa i wszystkie pacyfistyczne grupy aktywistów po prostu się rozkruszyły, ponieważ były na tyle naiwne, że wierzyły, iż mają jakąkolwiek szansę przeciwko uzbrojonym po zęby łowcom fok.

Oczywiście, próbuję tu tylko podkreślić czym jest, a czym nie jest aktywizm bez przemocy. Jeśli postanowicie całkowicie odciąć się od przemocy to warto poświęcać swoje pieniądze na książki, znalezienie hobby i połączenie go z aktywizmem oraz wolontariat w schroniskach dla zwierząt czy w podobnych miejscach.

Natomiast dla tych niebędących z natury pacyfistami polecam rozejrzeć się chwilę po internecie. Jest wiele dobrych organizacji, do których można dołączyć, jak np. Protrack w Afryce. Oczywiście, można też spojrzeć w jaki sposób działa Earth Liberation Front, Individualidades Tendiendo a lo Salvaje czy Greenline Front i zacząć działać lokalnie. Pamiętajcie, aby uczyć się na błędach innych aktywistów z grup takich jak np. Sea Shepherd czy Earth First!

Co uważasz za największe zagrożenie dla środowiska i całej planety w dzisiejszych czasach?

Tak samo jak wiele jest powodów, przez które powstaje konflikt zbrojny czy katastrofa humanitarna, tak samo wiele jest powodów, przez które zagrożenie dla środowiska stało się tak realne. Jedno z głównych zagrożeń to dla mnie utrata i limitacja powierzchni naturalnego środowiska. Jest to całkiem oczywiste, że planeta składa się z dwóch elementów i interweniowanie w cykliczny ruch natury poprzez zanieczyszczenia czy destrukcję będzie miało naprawdę katastroficzne skutki dla nas jak i dla całego środowiska. Jako przykład podam np. odpady po agrokulturze (spływ nawozowy i substancje toksyczne) wylewające się masowo do morza Bałtyckiego, które spowodowały, że to morze, bliskie zarówno nam Finom jak i Wam Polakom, posiada trzy największe martwe strefy na świecie. Globalnie, liczba tych martwych stref wisi aktualnie gdzieś w granicach 200. Tylko głupiec powiedziałby, że to nie wina odpadów, wystarczy spojrzeć na Haiti i można dojść do tych samych wniosków. Destrukcja naturalnego habitatu i interweniowanie w delikatną biosferę będzie miało swoje konsekwencje. To wszystko oczywiście ma swoje źródło w techno-przemysłowym postępie, jaki udało nam się osiągnąć po rewolucji przemysłowej i eksplozji w ilości globalnej populacji, którą ów rewolucja umożliwiła.

A co myślisz o wegetarianiach i weganiźmie? Czy są to opcje które każdy szanujący się aktywista powinien rozważyć? Czy powinniśmy spróbować przystosować się do chociaż jednej z nich?

Parafrazując Linkolę w jego książce „Can Life Prevail?”, odpowiedź na nacisk, który wywiera konsumpcjonizm na środowisko nie znajduje się w tym jaką dietę kultywujesz, a świadomość tego, co konsumujesz. Kupowanie tego samego produktu w innym opakowaniu to nie jest dokładnie to, co możnaby było nazwać „alternatywą”. Czytelnicy powinni teraz głęboko zastanowić się nad słowem „greenwashing”, czyli zielonym praniem mózgu. Widać to nie tylko w reklamach, ale na półkach naszych supermarketów. Musimy wspierać lokalnych producentów, u których mamy gwarancję świetnej etyki. Producentów, którzy niesamowicie dbają nie tylko o ziemię czy ilość produkcji, ale co najważniejsze – o same zwierzęta. Nie liczy się to, jakie jedzenie masz na talerzu, ale to jak to jedzenie tam się znalazło. W Finlandii mamy powiedzenie „gówno leci w dół rzeki”, które dosyć dobrze ilustruje to, co chcę przekazać (śmiech). Jeśli sprzedawcą jest multi-milionowa korporacja, której zależy tylko na zyskach, tak jak np. Arla, to najlepiej unikać tych produktów. Wielkie przedsiębiorstwo to takie samo zagrożenie dla konsumenta, jak i dla lokalnego producenta. Wegetarianizm to dosyć dobry sposób na bojkot niemoralnej produkcji produktów mięsnych ale niewiele zdziała w walce o redukcję efektów przemysłu spożywczego na środowisko. Natomiast na temat weganizmu nie będę nawet dużo mówił, bo myślę, że każdy czytelnik rozumie, iż głodzenie samego siebie z własnej nieprzymuszonej woli to nie aktywizm, a masochizm.

Jakie są Twoje przemyślenia na temat wszelakich ruchów i ugrupowań nacjonalistycznych w dzisiejszych czasach? Kto (w Twojej opinii) jest w czołówce ruchu ekologicznego na nacjonalistycznej scenie? Czy więcej ugrupowań powinno zainteresować się tą formą aktywizmu?

Szczerze mówiąc, niewiele wiem na temat tego jak ważna jest ekologia dla poszczególnych grup nacjonalistycznych z za granicy. Mogę natomiast śmiało stwierdzić, że podczas mojej działalności w Nordyckim Ruchu Oporu zauważyłem dosyć obiecujący trend. Słyszałem i nawet brałem udział w wielu przemówieniach na temat kluczowych problemów w kwestii środowiska. Zauważyłem też, że ilość nacjonalistów zainteresowanych jakąkolwiek formą ekologicznego aktywizmu zdecydowanie zwiększa się z dnia na dzień, z miesiąca na miesiąc i z roku na rok. Spowodowało to, że jestem naprawdę pełen nadziei jeśli chodzi o przyszłość. Nic to zresztą dziwnego, że nacjonaliści zaczynają interesować się tym tematem, skoro „dziadkiem” radykalnej myśli ekologicznej był nikt inny, jak oficer SS Richard Darré. Ten monopol w zakresie ochrony środowiska, który do tej pory posiadała miękka, humanitarna lewica, niedługo się skończy i zostanie przejęty przez nacjonalistów, którym bliska jest i krew i ziemia.

Jako moje ostatnie pytanie, chciałbym Cię zapytać o Twój sprzęt. Wiem, że dużo nurkujesz, bo często wstawiasz różne zdjęcia na swoim blogu. Więc jakiego sprzętu używasz? Może kilka osób to zainteresuje i sami spróbują swoich sił w fińskim nurkowaniu po śmieci.

To, czego używam do moich wypadów to najzwyklejszy sprzęt nurkowy. Mam kombinezon, maskę, rurkę do nurkowania, pas do ciężarków i siatkę. Ustawiłem sobie wagę, abym był neutralny na 8-miu metrach, co oznacza że ani nie opadnę w dół, ani się nie wynurzę. Moje najgłębsze zanurzenie jak do tej pory to 15m na morzu i 12m w jeziorze. Większość śmieci, które znajduję można znaleźć samemu w miejscach ,gdzie ludzie często łowią ryby. Dużo śmieci znajduję też na plażach przy morzu, które mają wielki spęd turystów w okresie letnim. Moja siatka jest naprawdę świetna, ponieważ pozwala mi bezproblemowo wyławiać śmieci i w tym samym momencie nie napełnia się powietrzem, tak jak zrobiłby to plastikowy worek. Po wyjściu z wody oczywiście robię recykling, ale czasami udaje mi się znaleźć miejsce bez koszy na śmieci. Wtedy zabieram „zdobycz” do domu. Zdarza się, że znajduję molo, wtedy też ładnie ustawiam śmieci ,które zebrałem i zostawiam je tam. Wydaje mi się, że czasami wysłanie ludziom czegoś w stylu „wiadomości” jest dosyć dobrym pomysłem.

Zdarzały się też przypadki, że jacyś starzy ludzie, w większości mężczyźni, oskarżali mnie o kłusownictwo. W takich przypadkach zostawiam im śmieci, które zebrałem, czasami w ich łódkach, a czasami na progach ich drzwi. Do tej pory zostałem nieoficjalnie zbanowany z pobytu w okolicy dwóch jezior pod groźbą wezwania policji (śmiech).

Dziękuję Ci bardzo za wywiad. Robisz naprawdę dobrą robotę i życzę Ci szczęścia w przyszłych „operacjach”. Bardzo mnie zainspirowałeś i myślę, że większość czytelników zapewne też. Rób dalej to, co robisz i nie pozwól żeby dopadły Cię psy systemu. Czas, aby odebrać aktywizm w celu ochrony środowiska od lewicy, śmieć po śmieciu!

rozmawiał: Ravo