Wspieranie przez Izrael niektórych ugrupowań walczących w syryjskiej wojnie domowej było dotąd tajemnicą poliszynela, lecz jedna z izraelskich analityczek zajmujących się konfliktem w Syrii potwierdziła informacje znane dotychczas głównie z plotek. Miała ona bowiem rozmawiać z bojownikami radykalnych islamskich ugrupowań, operujących przy syryjsko-izraelskiej granicy, którzy pochwalili się zwiększeniem izraelskiego wsparcia dla wiosek znajdujących się na kontrolowanych przez nich terenach oraz udzieloną im pomocą militarną.

Czołowy izraelski dziennik „Haaretz” analizuje ostatnie wydarzenia w Syrii w kontekście syjonistycznych interesów. Dziennik zauważa, że postępy Syryjskiej Armii Arabskiej w walce z przeciwnikami rządu w Damaszku spowodowały, iż syryjskie siły znajdują się blisko granicy z Izraelem, co może oznaczać, że do syryjsko-izraelskiej granicy zbliżają się też syryjscy sojusznicy w postaci libańskiego Hezbollahu oraz irańskich Strażników Rewolucji Islamskiej, a właśnie z tego powodu żydowskie wojsko w ostatnim czasie prowadzi ataki na syryjskie cele wojskowe.

Szczególnym niepokojem stronę izraelską napawa fakt, iż siły rządowe kontrolują już północną część Wzgórz Golan, stąd syryjskie i izraelskie wojska dzieli zaledwie kilkukilometrowa strefa deeskalacji w południowej Syrii, która powstała w listopadzie ubiegłego roku na mocy umowy pomiędzy Iranem, Stanami Zjednoczonymi i Syrią. Porozumienie przewidywało, że Iran i powiązane z nim szyickie milicje będą znajdowały się z dala od izraelskiej granicy, stąd część z nich stacjonuje około dwudziestu kilometrów od terytoriów izraelskich.

Zbliżanie się Syryjczyków i ich sojuszników do terenów Izraela spowodowało, że region Al-Kunajtira jest sukcesywnie wyzwalany spod kontroli syryjskich „rebeliantów” i radykalnych islamistów, stąd syjonistyczne władze liczą się z możliwością podjęcia próby opanowania całych Wzgórz Golan przez syryjską armię w niedalekiej przyszłości. Terytorium te ma bowiem znaczenie prestiżowe, ponieważ podkreśla ono suwerenność syryjskiego państwa.

Aby jednak do tego nie dopuścić, Izrael zaczął w większym stopniu wspierać grupy kontrolujące wciąż większość terenów wzdłuż syryjsko-izraelskiej granicy. Izraelska analityczka Elizabeth Tsurkov z think-tanku zajmującego się regionem Bliskiego Wschodu twierdzi więc, że według relacji „rebeliantów”, żydowskie władze w ostatnim czasie zwiększyły swoją pomoc humanitarną dla wiosek wciąż opanowanych przez radykalne grupy salafickie. Siedem operujących tam organizacji twierdzi dodatkowo, iż syjoniści przesyłają im sprzęt wojskowy w postaci broni i amunicji, a także przekazuje pieniądze na dodatkowe uzbrojenie.

Dotychczas strona izraelska przyznawała niechętnie, że udziela pomocy humanitarnej syryjskim miejscowościom znajdującym się w pobliżu granicy państwa syjonistycznego, ale nigdy nie przyznawała się do militarnego wsparcia dla radykalnych islamskich grup. Wiadomo jedynie, że izraelskie siły powietrzne bombardowały pozycje Państwa Islamskiego, kiedy te podejmowało walkę ze swoją islamistyczną konkurencją. Analityczna wskazuje przy tym na różne oczekiwania obu stron – „rebelianci” liczą na większe wsparcie mogące nawet obalić syryjski rząd, natomiast Izrael traktuje swoją pomoc jako zagranie taktyczne.

Przede wszystkim jednak żydowskie państwo reaguje na posunięcia amerykańskiej administracji, która ostatnimi czasy zmniejszyła swoje wsparcie dla „rebeliantów”, dzięki czemu syryjskie siły rządowe mogły osiągnąć sukcesy w walce z islamistami w południowej części kraju. W styczniu Amerykanie zamknęli dodatkowo centrum operacyjne CIA w stolicy Jordanii, którego celem była koordynacja działań radykałów w tym regionie.

Wśród ugrupowań operujących na „rebelianckich” terenach przy syryjsko-izraelskiej granicy znajdują się między innymi Tahrir al-Szam (sojusz ugrupowań związanych z Al-Kaidą), sunniccy radykałowie z niezależnych oddziałów Alwiya al-Furqan, czy tez pozostałości po Wolnej Armii Syrii.

Na podstawie: haaretz.com.