Na stronie internetowej magazynu „The Forward”, będącego miesięcznikiem dla amerykańskiej społeczności żydowskiej, ukazała się relacja niejakiego Simona Rubina, który znalazł się w Warszawie w ramach wymiany zagranicznej. Rubin twierdzi w swoim artykule, że z powodu przejścia ulicami polskiej stolicy Marszu Niepodległości musiał…. ukryć się w łazience, ponieważ w demonstracji uczestniczyć miały osoby o „antysemickich” poglądach.

Co ciekawe, amerykański Żyd nie mieszka w ścisłym centrum Warszawy, a właśnie w tym miejscu zawsze odbywa się Marsz Niepodległości, lecz zajmuje mieszkanie na Woli, czyli około dwa kilometry od miejsca rozpoczęcia demonstracji w dniu Narodowego Święta Niepodległości. Rubin pisze jednak, że „Ulica Leszno ponownie stała się miejscem antysemityzmu, nienawiści i tym razem własnego strachu”, w czym nawiązał oczywiście do faktu istnienia w tym miejscu getta w czasie II wojny światowej.

Z powodu dźwięku wybuchających petard oraz policyjnych syren Rubin musiał więc… ukryć się w łazience, uprzednio wyłączając wszelkie źródła prądu i zasłonił wszystkie okna w swoim mieszkaniu. Żyd w trakcie pobytu w łazience miał się przy tym zastanawiać, czy sąsiedzi z którymi rozmawiał o swojej żydowskiej tożsamości „rzeczywiście są jego sprzymierzeńcami”. Ponadto zdaniem przybysza z Ameryki, przez sobotnią demonstrację po raz pierwszy musiał się on obawiać, czy przypadkiem z powodu swojego wyznania nie stał się właśnie „celem”.

Jako dowód występowania „antysemityzmu” na Marszu Niepodległości, Rubin wskazuje fakt, iż zwołały go „dwa radykalnie nacjonalistyczne ruchy młodzieżowe, które biorą swoją nazwę od grup antysemickich z lat dwudziestych i trzydziestych”, zaś w trakcie manifestacji jeden z jej uczestników stwierdził na antenie telewizyjnej, że „należy odsunąć od władzy żydostwo”. Dodatkowo amerykański Żyd upatruje wzrostu postaw „antysemickich” w wyborczym zwycięstwie Prawa i Sprawiedliwości sprzed dwóch lat.

Na podstawie: forward.com.