Po raz dwudziesty trzeci na ulicach francuskich miast pojawiły się „Żółte kamizelki”, które w trakcie ostatnich protestów jak na swoją dotychczasową praktykę zachowywały się w miarę spokojnie. Wczoraj zwłaszcza w Paryżu doszło jednak do kolejnych poważnych starć, ponieważ policja dokonała rekordowej liczby prewencyjnych aresztowań, natomiast za parę dni prezydent Emmanuel Macron ma podsumować „wielką debatę narodową”.

We francuskiej stolicy według resortu spraw wewnętrznych miało pojawić się 9 tysięcy osób, natomiast w całym kraju prawie 28 tysięcy. Po raz kolejny porządku w Paryżu miało pilnować kilka tysięcy policjantów, którzy przeprowadzili dokładnie 20,518 prewencyjnych kontroli oraz aresztowali 227 osób. Działania funkcjonariuszy objęły przy tym nie tylko zwykłych demonstrantów, lecz nawet dziennikarzy posiadających legitymacje prasowe.

Demonstranci tradycyjnie przekazali swój gniew przy pomocy kamieni, kostek brukowych, butelek i koktajli Mołotowa, reagując agresją właśnie na wspomniane policyjne represje. Na jednej z ulic manifestanci namawiali również funkcjonariuszy do popełnienia samobójstw, co było nawiązaniem do rosnącej liczby takich przypadków wśród francuskich policjantów. Pojawienie się takich haseł potępił minister spraw wewnętrznych Christophe Castaner, który wyraził solidarność z rodzinami „stróżów prawa”.

Wzrost agresji wśród „Żółtych kamizelek” był spowodowany nie tylko działaniami policji i innych organów represji, ale także zbliżającym się ogłoszeniem wyników „wielkiej debaty narodowej”. W czwartek Macron ma z tego powodu swój projekt wielkich reform, które mają być rzekomo wynikiem konsultacji społecznych. Sami organizatorzy protestów zapowiadają natomiast wielką mobilizację z okazji Święta Pracy.

Na podstawie: leparisien.fr, france24.com, lefigaro.fr.