Według polskich neoliberałów podwyżki płac nie powinny być wynikiem ingerencji rządu czy związków zawodowych, ale być odzwierciedleniem wydajności pracowników. Tymczasem z badania przeprowadzonego przez PKO BP wynika, że wynagrodzenia nie rosną wcale w coraz bardziej wydajnych branżach, natomiast są coraz większe choćby w firmach informatycznych nie mogących pochwalić się wzrostami odpowiednich wskaźników.

Dane podawane co kilka miesięcy przez Główny Urząd Statystyczny wskazują, że wynagrodzenia w średnich i dużych firmach rosną od dawna w tempie wynoszącym około 7 proc. rocznie. Statystyki w tym względzie jednak zaciemniają jedynie obraz rzeczywistości, dlatego pracownicy wielu branż od bardzo dawna nie widzieli żadnych podwyżek. Ponadto kwoty otrzymywane przez osoby mogące liczyć na wzrost płac są bardzo zróżnicowane.

Z szacunków PKO BP wynika, że największy wzrost wydajności pracowników widoczny jest zwłaszcza w rolnictwie, budownictwie czy prywatnej administracji (chodzi m.in. o biura podróży, agencje pracy czy agencje ochroniarskie czy firmy sprzątające), jednak średnie podwyżki wynagrodzeń wcale tego nie odzwierciedlają.

Jednocześnie funkcjonują branże, w których skala podwyżek nie jest wcale proporcjonalna względem wzrostu wydajności. Chodzi tutaj głównie o sektor informacji i komunikacji, handel, górnictwo czy obsługa nieruchomości. Bardzo duży wzrost wynagrodzeń w stosunku do wydajności widać zwłaszcza po informatykach, którzy są niezwykle potrzebni przedsiębiorstwom ze względu na cyfryzację gospodarki. Jednocześnie przedsiębiorstwa nie mają żadnej możliwości zastąpienia ich choćby przez maszyny.

Na podstawie: money.pl.