Stany Zjednoczone przy pomocy Wielkiej Brytanii i Francji zdecydowały się na zaatakowanie wybranych celów na terenie Syryjskiej Republiki Arabskiej, co jest odwetem za rzekome użycie broni chemicznej w regionie Wschodniej Guty. Syryjskie władze potępiły bombardowania uznając je za próbę utrudnienia pracy grup badających całą sprawę, a także poinformowały o zestrzeleniu sporej części pocisków wroga. Jednocześnie po nalotach do ofensywy na południe od Damaszku przystąpiły siły ekstremistów z samozwańczego Państwa Islamskiego.

Do nalotów na Syryjską Republikę Arabską doszło o 4 rano czasu lokalnego (czyli o godzinie 3 naszego czasu), a celami ataków ze strony trzech państw NATO były obiekty wojskowe i rzekome laboratoria produkujące broń chemiczną. Tym samym wystrzelono sto pocisków, które były nakierowane na pracownie chemiczne i inne obiekty wojskowe (głównie magazyny) znajdujące się w rejonie Damaszku i miasta Hims w zachodniej części Syrii. Na razie pojawiły się informacje o trzech osobach rannych w wyniku ataków, a także o zestrzeleniu przez syryjskie siły większości wrogich rakiet.

Jednocześnie syryjskie władze potępiły działania zachodniej koalicji, które ich zdaniem mają na celu utrudnienie pracy Organizacji ds. Zakazu Broni Chemicznej, znajdującej się obecnie w regionie Wschodniej Guty, a tym samym zamaskowanie prowokacji, jaką miało być użycie broni chemicznej w przededniu wyzwolenia tego terenu. Dodatkowo rząd w Damaszku uważa podobne ataki za wyraz frustracji, spowodowany klęską zachodniego projektu użycia grup terrorystycznych w Syrii.

Rosja mimo buńczucznych zapowiedzi nie odpowiedziała na zachodnią agresję, choć również teraz zapowiada ona odpowiedź na ataki ze strony Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii oraz Francji. Dodatkowo przedstawiciele tego kraju twierdzą, iż nie byli uprzedzeni o ataku na syryjskie cele wojskowe, przy czym potwierdzają oni informację syryjskich władz o zestrzeleniu większości wrogich pocisków przez tamtejszą obronę przeciwlotniczą. Miała ona między innymi unicestwić dwanaście pocisków samosterujących wystrzelonych w kierunku lotniska wojskowego pod Damaszkiem.

Amerykański prezydent Donald Trump twierdzi, że trzej wojskowi sojusznicy pokazali swoje stanowisko wobec „użycia broni chemicznej” przez syryjskiego prezydenta Baszara al-Asada. Trump nie wykluczył jednocześnie kolejnych ataków w przyszłości, chociaż podobnym planom zaprzeczył gen. James Mattis, sekretarz obrony USA. Brytyjska premier Theresa May stwierdziła z kolei, że „nie było innego wyjścia”, natomiast francuski prezydent Emmanuel Macron bredzi o „przekroczeniu czerwonej linii” w związku z wydarzeniami sprzed tygodnia.

Atak NATO stał się jednocześnie sygnałem do ataku dla islamskich ekstremistów. Z tego powodu oddziały samozwańczego Państwa Islamskiego, zajmujące niewielkie terytorium na południe od Damaszku, rozpoczęły szturm na pozycje rządowe znajdujące się na granicy dystryktu Al-Kadam. Jak na razie trwają tam intensywne walki, przy czym już wcześniej w związku z planowaną ofensywę w tym regionie skoncentrowane zostały tam znaczne siły Syryjskiej Armii Arabskiej i oddziałów paramilitarnych.

Na podstawie: albaathmedia.sy, almasdarnews.com, reuters.com.