consume2Tytuł mojego artykułu jest mottem życiowym większości Polaków. Przeciętny mieszkaniec naszego kraju martwi się tylko i wyłącznie aby to jemu było w miarę dobrze (nawet ambicją w temacie własnej wygody Polacy za bardzo nie grzeszą). Na ulicy, w pracy, w szkole panuje zupełnie zobojętnienie, nie interesuje nas często los członków naszej rodziny, nie mówiąc już o kolegach ze środowiska, a o współrodakach nie ma już kompletnie mowy.

Przeprowadziłem wiele dyskusji z rodziną czy z ludźmi, z którymi na co dzień pracuję, właśnie na ten temat. Przedstawiałem argumenty, wspominałem o aktywności i solidarności ludzi, która przynosi efekty, posłużyłem się tutaj wydarzeniami na zachodzie(często ludzie mają duży ból głowy, gdy nacjonalista odnosi się do zachodu), gdzie ludzie potrafią masowo wyjść na ulicę – czy to gdy wychodzą afery rządowe, czy gdy władza proponuje antyspołeczne reformy, a w Polsce cisza – mimo, że władza od kilkunastu lat prowadzi politykę antyspołeczną, a wycieki rozmów przedstawicieli władzy czy służb wychodzą w miarę regularnie. Odpowiedzi na argumenty różnorakiego kalibru, zawsze kończą się zdaniem, że lepiej dbać o własną dupę i się nie wychylać, bo i tak „sam nic nie zmienisz”.

Każdy człowiek musi jednak jakoś swoje sumienie zaspokoić w temacie obojętności. Tutaj naprzeciw wychodzi system demokratyczny. Mechanizm jest bardzo prosty, wmówiono ludziom następującą rzecz: pójdźcie na wybory, tylko tak możecie zmienić coś na lepsze. Często gdy zarzuca się komuś bierność, opowiada z dumą jak to chodzi na każde wybory i wywiązuje się z obowiązku względem Ojczyzny, na nic w takiej sytuacji zda się tłumaczenie, iż ta jego aktywność nic nie zmieniła przez ponad 25 lat trwania „wolnej” Polski.

Cóż można napisać w podsumowaniu, każdy wybór życiowy niesie za sobą konsekwencje, brak wyborów także. Konsekwencje obojętności będą mocnym szokiem, coraz więcej ludzi będzie doświadczać, w jakim kraju żyje – gdzie panuje dyktat wielkich koncernów i polityków pod wpływem tychże koncernów, a państwo to jeden wielki aparat opresyjny służący po to by dławić jakiekolwiek zorganizowane próby zmian. Obojętność zabija ducha, oznacza śmierć za życia.

D. (Radykalne Południe)