Arabska wiosna ludów cieszyła się jawnym bądź zakamuflowanym poparciem Zachodu, gdyż na stałe miała ulokować zrewoltowane kraje w obszarze interesów państw neoliberalnych. Tymczasem obalenie starego porządku i częściowa pluralizacja światopoglądowa ujawniła, że nastoje egipskiej ulicy są antyamerykańskie.

Niedawne demonstracje w tym kraju wzbudziły spory niepokój wśród opinii publicznej i establishmentu USA. Głos zabrał w tej sprawie sam kandydat na prezydenta, Mitt Romeny. Jego propozycje dotyczą radykalnego ograniczenia pomocy ekonomicznej dla państw arabskich – jak lakonicznie stwierdził „których polityka rozmija się z celami USA”. Oznacza to, że państwa, które otwarcie nie zgodzą się na podrzędność w jednobiegunowym światowym układzie i nie przyjmą roli wasala wobec USA, nie otrzymają żadnej formy pomocy niezbędnej do rozwoju gospodarczego.

Szantaż ten najpewniej ma uniemożliwić jakiekolwiek akty solidarności krajów arabskich w związku z prawdopodobną inwazją wojsk izraelskich na Iran. Może być o tyle skuteczny, że potencjalne państwa, które mogą wyrazić protest zaliczane są do grona państw rozwijających się (m.in. wspomniany Egipt) i pomoc z zewnątrz to jeden z główniejszych stymualtorów ich gospodarczej ewolucji.

Ponadto Mitt Romney postawił drugi warunek – pomoc ma być udzielana krajom, które zezwolą na napływ amerykańskich inwestycji na swoje terytorium i dodatkowo zniosą wszelkie bariery ochronne w handlu USA. W zglobalizowanym świecie dla gospodarek tzw.„państw peryferyjnych” oznacza to przykładowo ekspansję modelu wolnorynkowego, który to eliminuje dotychczasowe gałęzie gospodarki i tym samym generuje bezrobocie, wzrost liczby emigrantów i brak prawnej osłony dla rodzimego wytwórstwa.

na podstawie: money.pl