Najgorętszym tematem ostatnich dni są oczywiście strajki feministek i, wyciągniętych przez nie na ulice, nastolatek a nawet młodszych dzieci. Komentatorzy, politycy i dziennikarze dwoją się i troją aby dociec dlaczego właśnie teraz, w momencie gdy rozpędu nabiera pandemia koronawirusa, wyciągnięty został, po raz kolejny temat aborcji. Oczywiście, z miejsca powstało na ten temat wiele teorii, każda dopasowana do potrzeb narracji danego środowiska, choć wielu stara się jednak logicznie ułożyć to wszystko w całość. Ujawniło się także momentalnie wielu „liderów”, którzy z zaistniałej sytuacji chcą wyciągnąć jakieś korzyści np. wizerunkowe, wypromować własną osobę, środowisko, stać się dzięki temu kimś znaczącym a przy okazji prawdopodobnie także trochę zarobić. O kilku takich będzie poniżej.

Protesty, które poprzez swoją formę i treść stały się jednym wielkim „memem”, miały początkowo dotyczyć orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji eugenicznej. Ciężko było by aby TK orzekł inaczej gdyż obowiązujące dziś zapisy funkcjonują właśnie na podstawie tej Konstytucji a Trybunał stwierdza jedynie zgodność konkretnych propozycji z Konstytucją (lub może raczej KONS-TY-TUC-JĄ). Poprzednie orzeczenia TK brzmiało dokładnie tak samo. Ustawa zasadnicza firmowana była przez Aleksandra Kwaśniewskiego oraz rząd pod przewodnictwem Sojuszu Lewicy Demokratycznej,  lecz organizatorki protestów nie zgłaszają w jego kierunku żadnych pretensji, mało tego przez ostatnie kilka lat Konstytucja była tym, za co dały by się pokroić. Absurdów zaistniałej sytuacji jest dużo więcej, ale do tego, w dzisiejszej erze informacji oraz dezinformacji zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Marta Lempart w wywiadzie dla Radia Zet powiedziała, że po prostu nie uznaje tego Trybunału Konstytucyjnego. Bo tak i już. Wydał on zgodną z Konstytucją opinię, więc nie uznajemy tej opinii, a także samego Trybunału, a także Konstytucji o którą walczyłyśmy przez ostatnie kilka lat. Dodatkowym smaczkiem zaistniałej sytuacji absurdu jest także to, że noszony na rękach przez Komitet Obrony Demokracji (którego współorganizatorką była Lempart), prof. Andrzej Rzepliński, były prezes TK, skrytykował protesty odnośnie zgodnego z Konstytucją orzeczenia, dodatkowo krytykując  ich wulgarną formę. Feministki, które próbują dziś atakować kościoły i katolików nie zauważyły także faktu, że prof. Rzepliński zalicza się raczej do konserwatystów a w 2015 został odznaczony papieskim Krzyżem Pro Ecclesia et Pontifice (Dla Kościoła i Papieża) za zasługi dla Kościoła i systemu prawnego w Polsce.

Komentatorzy i poszczególne środowiska zastanawiają się więc nad tym, kto za tym wszystkim (wydaniem orzeczenia TK akurat w tym czasie) stoi. Dla protestujących jasnym jest, że jest to złowrogi Jarosław Kaczyński, który prawdopodobnie wydał taki rozkaz i tak zostało zrobione. Nie jeden raz już wszystkie telewizje śniadaniowe i wieczorne serwisy zastanawiały się przecież co oznacza to, że Kaczyński coś powiedział albo, że nie powiedział nic.

Omawiane są szersze aspekty tego wystąpienia. Intensywność protestów, oraz niespotykana dotychczas w Polsce wulgarność, agresja i histeria jaka im towarzyszy, według niektórych komentatorów wskazują na to, że jest to jeden z rozdziałów, elementów nowej neo-bolszewickiej rewolucji w wielu sferach życia, mających za zadanie podkopać a następnie obalić dotychczasowy porządek cywilizacyjny. Trudno odmówić podstaw tego typu stwierdzeniom, gdy same organizatorki tych wydarzeń mówią o tym otwarcie i potwierdzają ich słowa. Z jednej strony czytamy o buncie młodzieży, gdyż zdecydowaną większość, przynajmniej tych najbardziej agresywnych i krzykliwych, uczestników ulicznych spektakli stanowią nastolatki. Z drugiej strony zaś mówi się o wypchnięciu dzieci na pierwszy szereg ideologicznej konfrontacji, której tematem wcale nie jest orzeczenie TK, które stanowić miało jedynie pretekst.

Wielu z nas widziało żenujące sceny z ulic i sprzed kościołów, gdzie rozhisteryzowane nastolatki, pozostające akurat teraz w systemie nauki zdalnej, prześcigały się w wulgarności wykrzykiwanych przez nich haseł, jednocześnie nie odnosząc się w ogóle do meritum sporu, na którym owe protesty miały bazować. Jest wielce prawdopodobnym, że większość z tych dzieci, dziewcząt oraz młodych kobiet nie ma zielonego pojęcia o co toczy się spór, czego właściwie dotyczy ta awantura, gdyż ona bardzo szybko została przekierowana na postulaty polityczne, a w ciągu kilku dni środowiska wspierające tzw. „Strajk Kobiet” zdążyło się już pokłócić między sobą. W rozmowach ze znajomymi chyba każdemu z nas zdarzyło się zaobserwować, że są oni wkurzeni tym, czego ani orzeczenie TK, ani cały spór nie dotyczy, co pokazuje z kolei, że nie jest to dla nich nawet istotne. Marta Lempart, posłanki Lewicy i sprzyjające im środowiska nie kryją rewolucyjnych zapędów, które ubrane są w rzekomą troskę o oprawa kobiet a jednocześnie ubrane w tak odpychającą, wulgarną formę, do której wykorzystanie młodzieży i dzieci musi budzić naturalny wstręt.

Całą Polskę obiegło nagranie, gdy grupa rozhisteryzowanych nastolatek werbalnie zaatakowała księdza wrzeszcząc w jego kierunku: „Masz  macicę? Nie? To wypierdalaj!”. Jak groteskowo kontrastuje to z niedawną „walką na śmierć i życie” tego samego środowiska o uznanie praw tzw. „osób niebinarnych”, czyli uznania prawa mężczyzny do uznawania się w danym dniu za kobietę, i na odwrót. Symbolem tej awantury stał się niejaki Michał Sz. ps. „Margot”, zniewieściały awanturnik uliczny ale także drobny cwaniaczek z dwuosobowego „Kolektywu Stop Bzdurom”. „Margot”, który brał udział w fizycznych atakach na aktywistów pro-life stał się tematem wielogodzinnych dywagacji komentatorów,  dziennikarzy i ekspertów na temat „praw osób LGBT+”. Absurdalność tamtej sytuacji, w której problemy w pracy mieli  dziennikarze nazywający Michała Sz. mężczyzną, występy posła Czarzastego w obronie prawa do bycia dziś kobietą a jutro mężczyzną i twarda obrona cwaniaczka, który aresztowany został za, udowodnione ataki fizyczne, a przy tej okazji na internetowych zbiórkach zarobił ok. 400 tysięcy złotych, zestawmy więc z atakiem na księdza ze Szczecinka, któremu brak macicy („Margot” także jej nie posiada) nie pozwala mieć i głosić, wynikającej z jego wiary, zdania, choć nawet w tym czasie tego nie robił, był po prostu przypadkową ofiara agresji małolat podpuszczonych przez Lempart i jej koleżanki.

To, co z temacie owych protestów dzieje się w internecie to materiał na grube książki dla socjologów i psychologów społecznych . Nastolatki fantazjujące o koszmarze hiszpańskiej wojny domowej, zabijaniu księży, burzeniu kościołów, zabijaniu  przeciwników politycznych (o ile  nastolatki mogą mieć sprecyzowanych przeciwników politycznych) a nawet zabijaniu mężczyzn, prześciganie się w wulgaryzmach i pomysłach takich jak podpalanie świątyń, dewastacja cmentarzy przy jednoczesnym popieraniu tego typu zdziczenia przez samozwańcze liderki „kobiet” oraz część mediów i salonów politycznych może naprawdę budzić nie tylko zażenowanie ale realne obawy o to, w jakim kierunku to wszystko zmierza. I tak też od różnych stronom jest rozkładane na czynniki pierwsze przez komentatorów, specjalistów w setkach rozmów, dyskusji i wywiadów jakie przewalają się teraz przez media tradycyjne jak i te drugiego obiegu.

Dlaczego orzeczenie TK zostało wydane akurat w czasie wzrostu zachorowań na Covid-19 i wzmożonej mobilizacji w celu zwalczenia pandemii? Wiele osób zadaje sobie to pytanie, przy czym część skojarzyła fakt, że temat aborcji jest wyciągany co jakiś czas ze względu na jego drażliwość. Tak jak pisałem wyżej, wiele środowisk może łatwo dopasować to do swoich teorii i przekonań. Jedni twierdzą, że ma przykryć ona nieudolność rządu w celu zwalczania pandemii, opieszałość w działaniu, straconych kilka miesięcy, które mogły zostać wykorzystane na przygotowania do drugiej fali pandemii, która przecież zapowiadana była od początku kryzysu. Do tego dochodzi teoria, że w związku z celowym  wywołaniem ulicznych protestów, rząd PiS oraz Jarosław Kaczyński zamierzają obarczyć protestujących winą za rozprzestrzenianie się koronawirusa, poprzez łamanie wprowadzonych obostrzeń dotyczących m.in. dystansu społecznego, którego nijak nie da się zachować na wielotysięcznych protestach, i jednoczesnym postawieniu się w roli tych, którzy robili co mogli ale poprzez takie wystąpienia ich działania zostało zniweczone. Ma to sens, a dodatkowo da się to podłączyć do szeregu własnych wyobrażeń czy teorii lansowanych przez poszczególne ruchy.

Skrajna lewica i, wchodzące w jej skład, zorganizowane środowiska feministek, które nie zamierzają w jakikolwiek sposób podejmować się prób wypracowania np. nowego kompromisu aborcyjnego, postawiła na „rewolucję”, którą oparły na hasłach „Wypierdalać” i „Jebać” a na pierwszą jej linię wypchnęły młodzież szkolną, która prawdopodobnie za kilka dni wróci z ulic na Netflixa, ale będzie jeszcze długo eksploatowana propagandowo przez te środowiska.

Ciotki rewolucji

Skąd wzięła się agresja wobec kościołów i chęć dewastacji pomników wśród tej rozkrzyczanej młodzieży? To nie stało  się z dnia na dzień, co zauważają komentatorzy, a same  liderki owego „Strajku Kobiet” mówią jasno,  że było to od dawna, i nadal pozostaje, ich celem. Walka nie tylko z przeciwnikami politycznymi dnia dzisiejszego ale całą kulturą i tradycjami, które ich zdaniem, odpowiadają za „opresyjny wobec kobiet patriarchat”.

Marta Lempart, wyjątkowo obrzydliwa pod każdym względem, liderka „Strajku Kobiet”, zdeklarowana lesbijka, będąca także zamieszana w przekręty ze sprzedażą nieruchomości we Wrocławiu,  w audycji Radia Zet powiedziała  wprost, że chodzi jej właśnie o to a aktów dewastacji czy przerywania mszy nie uważa za nic złego. Nie jest to wielka nowość. Jeden z założycieli Kampanii Przeciw Homofobii, Bartosz Żurawiecki podzielił się z publicznością takim oto stwierdzeniem:

„Gdy bodaj w 2006 roku Jacek Kochanowski pisał, że reakcją na mowę nienawiści płynącą z kościołów, chociażby pod adresem LGBT, powinno być zakłócanie mszy i wszelkie inne działania wymierzone w Kościół, został, także przez środowisko, uznany za wichrzyciela i podżegacza wojennego. To, co się dzisiaj stało, pokazuje, że nabożny lęk przed przekroczeniem progu kościołów w celach ofensywnych wreszcie w społeczeństwie ustąpił. I ja się bardzo z tego cieszę, bo od dawna uważam, że do żadnej zmiany nie dojdzie, jeśli nie uderzymy w fundament polskiego patriarchatu. A jest nim Kościół katolicki, a nie taki czy inny Kaczyński. Mogę jedynie żałować, że tak długo się zbieraliśmy do ataku. Ale lepiej późno etc.”

Przy wszystkich podobnych deklaracjach, nagraniach i zdjęciach wspierające tę uliczną „inbę” politycy, redakcje i „celebryci” twierdzili wciąż, że to żadnych aktów wandalizmu nie dochodziło, wszystko jest wymysłem „faszystów” a media w Polsce informowały o tym, że „media zagraniczne podkreślają pokojowy charakter protestu”.

Cała ta akcja, która już drugiego dnia protestów pokazała, że orzeczenie TK było jedynie pretekstem do zorganizowania tego ulicznego cyrku Marta Lempart i inne „ciotki rewolucji”, zasilane dodatkowo takimi tuzami intelektu jak Piotr Szumlewicz czy krystalicznymi postaciami jak Michał Boni, które zwołały na ulice młodzież pod hasłami „Wypierdalać” i „Jebać”, przy akompaniamencie sprzyjających mediów powołały szybciutko do życia… Radę Konsultacyjną, która, według nich samych, ma być odpowiednikiem podobnego ciała opozycyjnego na Białorusi. Pokazuje to nie tylko w jak odrealnionym świecie żyją radykalne feministki, ale także w jakim zwariowanym świecie żyjemy my wszyscy. Początkowe postulaty Lempart i jej „lwic” spod znaku błyskawicy zaczynały się tak: „Po pierwsze wypierdalać z orzeczeniem Przyłębskiej, po drugie wypierdalać z Przyłębską… itp.”

Dzieciaki z, przeniesionymi na kartonowe tablice, memami i hasłami z internetu, które dostały po prostu swój „dzień wagarowicza” pozwalający im, przy aprobacie wielu dyrekcji szkół i nauczycieli, na wyjście na ulice i wykrzyczenie najróżniejszych przekleństw, co większość z nich potraktowała prawdopodobnie jako odskocznie od nudy siedzenia w domu i zdalnego nauczania, potraktowane zostało z taką powagą,  że list otwarty w celu „zapobiegnięcia rozlewowi krwi” wystosowało dwustu emerytowanych generałów Wojska Polskiego, Policji, Straży Granicznej i Pożarnej, admirałów Marynarki Wojennej. Wśród sygnatariuszy, oczywiście,  wiele nazwisk ludzi, którzy w ciągu ostatnich kilku lat byli na sztandarach KOD i totalnej opozycji.

W atmosferze wielkiego wyczekiwania, opublikowano skład tzw. Rady Konsultacyjnej, która do złudzenia przypomina stanowisko „prezydenta Stanów Zjednoczonych Polski” piastowanego przez Mariusza Max Kolonko, albo hrabiego Potockiego. Z wypiekami na twarzy ogłoszenia składu owej rady wyczekiwała zapewne redakcja z ulicy Czerskiej, Tomasz Lis, Kamil Durczok i kilka innych osobistości. Czy spędzała ona sen z powiek „rewolucjonistkom” ulicznym, których reprezentantem ma ona być? Jest to mało prawdopodobne, zważywszy na fakt, że kilkudniowy karnawał na ulicach poczynił pewnie także zaległości na Netflixie.

Miało być o aborcji a dokładniej o orzeczeniu TK, ale organizatorki uznały, że rozwrzeszczane „Julki”, jak, na wzór „Januszy” czy „Mirków”, zaczął nazywać uczestniczki tych protestów Internet, tak naprawdę chcą zmiany rządu, więc wielce czcigodna Rada Konsultacyjna wychodzi naprzeciw ich oczekiwaniom i oczekuje od rządu aby wypierdalał.

Marta Lempart, największa feministko-lesbijka III RP zwołała więc swoją Radę Konsultacyjną i wystosowała jej postulaty. W jej skład weszła cała gama wspomnianych „ciotek rewolucji” plus kilku „samców sojuszników” (odniesienie do nazywania tak przez aktywistów ruchu Black Lives Matter białych wspierających ich „rewoltę”). W skład tego szacownego grona fantastów politycznych weszły m.in. takie tuzy rewolucji jak Michał Boni, Barbara Labuda, Monika Płatek czy nieoceniony Piotr Szumlewicz, lewicowy człowiek-mem.

Nie spodobało się to części środowiska anarchistów związanych z warszawskim kolektywem „Syrena”, który to, oświadczył,  że nie zgadza się na tak dużą reprezentację mężczyzn w owej „radzie” a dodatkowo nie uważa, by jej skład reprezentował środowisko feministek. Chciało by się użyć znanego powiedzenia o rewolucji pożerającej własne dzieci,  jednak w obliczu tego co obserwujemy, infantylizmu całego tego cyrku lepiej chyba pokrzywdzonym anarchistom zagwizdać znaną wszystkim melodię „Always look on the bright side of life”. Tak, w ciągu kilku dni ,rewolta przedsiębiorczej pani Lempart która w kilka dni uzbierała przy jej okazji ponad milion złotych, zdążyła skłócić między sobą ludzi i środowiska, które chciały „chapnąć” coś dla siebie z tej imprezy.

Do „rewolty” tej przystąpiły środowiska anarchistów, feministek / aborcjonistek, umiarkowanej i skrajnej lewicy, liberałowie, partie polityczne i politycy, firmy, handlarze, wydawnictwa, które, podobnie jak w przypadku umieszczania tęczowej flagi, wpisują takie działania w programy marketingowe. Nie wszystkim tam jednak podoba się konkurencja,  dlatego np. Szymon Hołownia usłyszał od nich, wszystkim już dobrze znane i przewodnie hasło „Wypierdalaj”.

Przechodzimy więc do postawionych postulatów, na którymi pracowały całe środowiska lewicowych intelektualistów, i które przypominają wypisane, przez wkurzoną uczennicę klasy wczesnego nauczania, w brudnopisie pretensje do całego świata wraz z żądaniem zlikwidowania ich z pomocą czarodziejskiego ołówka. Spróbujmy wyobrazić sobie, że przebywamy właśnie w gronie tych myślicieli, za zamkniętymi drzwiami i omawiamy ich „postulaty” w kwestii szczegółowych rozwiązań. Na jednej stronie wypisały sobie one listę życzeń, wśród których znalazły się niewiele mówiące ogólniki, które charakteryzują to środowisko. Tak więc kilkoma pociągnięciami długopisa postanowiły one zakończyć „piekło kobiet”, wesprzeć osoby LGBT, stworzyć świeckie państwo, odpolitycznić państwowe służby, powołać „prawdziwe” instytucje i „prawdziwych” rzeczników, zaradzić katastrofie klimatycznej, poprawić edukację, rozprawić się z „bojówkami faszyzującymi”, „reanimować psychiatrię” (obserwując ich poczynania wszyscy chyba zgodzimy się, że postulat ten jest bardzo słuszny), wesprzeć osoby niepełnosprawne, poprawić warunki na rynku pracy oraz zakończyć propagandę i dezinformację. Dopisanie do tej listy np. postulatu rozbrojenia Korei Północnej i abdykacji papieża nie zmieniałoby zasadniczo jej wydźwięku i powagi.

 

Czytając to wszystko, normalny człowiek może odnieść wrażenie, że właśnie ogląda skecze Monthy Pythona, że to wszystko mu się śni, że to nie może być prawdą. A jednak. Dziecinne, zidiociałe fantazje żyjących w rzeczywistości alternatywnej feministek przypominają obraz fanatycznych sekt i nic nie wskazuje na to aby takowymi nie były. Mamy bowiem do czynienia ze środowiskiem, w którym nagromadzenie wszelkiej maści patologii jest tak ogromne, że to co widzieliśmy na ulicach polskich miast w ostatnim tygodniu jest jedynie dziecinną zabawą rozwydrzonych nastolatek, wspomnianym właśnie „dniem wagarowicza”.  Wygasający powoli uliczny kabaret ukazuje jednak w jakim państwie żyjemy. Nastolatki, które na kartonowe tablice przeniosły hasła z internetowych memów i rywalizowały ze sobą odnośnie ich pomysłowości, spowodowały dramatyczny apel około dwustu byłych wysokich oficerów Wojska Polskiego, Straży Granicznej, Straży Pożarnej czy Policji, w którym przestrzegali oni przed rozlewem krwi, wojną domową (wieloletnie obawy Adama Michnika, który zawsze czegoś się bał, a jego obawy lokowane były, oczywiście w polskim nacjonalizmie). Groteskowe postacie polskiej sceny celebrycko-politycznej jak prof. Magdalena Środa uznały wulgarnego babsztyla za „Lecha Wałęsę naszych czasów” a media głównego nurtu zorientowane na sprzyjanie środowiskom dzisiejszej opozycji, w tym nawet tak głupawym jak tzw. „Strajk Kobiet”, z pełną powagą opisywały samo powstanie „Rady Konsultacyjnej”,  infantylne „postulaty” tejże „Rady” przedstawiając ją swoim czytelnikom jako równorzędnego partnera do rozmów z rządem, z którym, żeby było śmieszniej, owa „Rada” wcale rozmawiać nie chce realizując swój główny punkt programu czyli „Wypierdalać”.

Rada Konsultacyjna stylizowana jest na podobne ciało (Radę Koordynacyjną) białoruskich opozycjonistów pod wodzą Swietłany Cichanouskiej. Totalna opozycja w Polsce od wielu już lat stosuje taktykę porównań Polski do Białorusi, (a poszczególni jej przedstawiciele, jak np. prezydent Gdańska Małgorzata Dulkiewicz, nawet do III Rzeszy), angażują oni zagraniczne agendy do ingerencji w polską politykę wewnętrzną snując opowieści o krwawym, autorytarnym reżimie (w roli takich donosicieli-mitomanów jak ryby w wodzie czują się np. europosłowie tacy jak Sylwia Spurek czy Krzysztof Śmiszek). Na podstawie kilkudniowej, ulicznej „lambady” znudzonych nastolatek operujących hasłami „wojny” i „rewolucji” środowiska te chciałyby ukazać Lempart w roli właśnie takiej Cichanouskiej (Marta Lempart-Cichanouska-Wałęsa). Takie zagrania są jednak warte tyle co dziecinne postulaty odrealnionej „Rady Konsultacyjnej”, która daje rządowi siedem dni na ich realizację. Oraz pokojową kapitulację! A takie deklaracje, w normalnym państwie, wymagałyby dokładnego sprawdzenia przez służby co kryje się pod tymi groźbami. W ten właśnie sposób do Lempart odnosi się wieloletnia działaczka lewicy Aleksandra Jakubowska, która w jej pogróżkach widzi, choć jednak groteskowe, groźby zamachu stanu, uznając ją jednak, podobnie jak większość obserwatorów za sfrustrowaną, nieszczęśliwą kobietę z wyraźnym przerostem ambicji i brakiem wyobrażenia o realnym świecie, nie mówiąc już o pojęciu o funkcjonowaniu państwa.

Rzecz w tym, że do normalnego państwa III Rzeczpospolitej chyba naprawdę daleko. I na to uwagę zwrócili chyba wszyscy obserwatorzy. Apel Jarosława Kaczyńskiego, w którym wezwał on działaczy partyjnych do obrony kościołów, zważywszy na to, że od niedawna jest oficjalnie wicepremierem i nadzorcą resortów siłowych, odebrany został z niedowierzaniem i odczytany jako jasna deklaracja dysfunkcji aparatu państwa, który sterroryzować może kilkudniowe „halloween” z aborcją w tle.

 

Pandemia i protesty. Jak feministki skradły show „antymaseczkowcom”.

Znamy doskonale postać Marian Kowalskiego o którym będzie a chwilę, znamy też jego godnego następcę w łonie środowisk uważanych za narodowe. Ale zanim do nich dojdziemy, krótka wzmianka o środowisku, któremu tzw. „Strajk Kobiet” ukradł show, czyli spiskowych „antymaseczkowcach” spod znaku posła Grzegorza Brauna i Justyny Sochy.

Kilka dni przed wybuchem ulicznych demonstracji, które z dnia na dzień kompromitowały się coraz bardziej, ukazując dodatkowo skalę patologii toczących młode pokolenie, odbywały się protesty przeciwko „plandemii”, czyli zaplanowanej przez mroczne siły „depopulacji” naszej planety i zaprowadzenia orwellowskiej dyktatury oraz programu chipowania społeczeństw. Tym kabaretem zawiadywał poseł Grzegorz Braun a główną liderką i organizatorką tego była, znana z działalności antyszczepionkowej Justyna Socha. Wulgarny wybuch „rewolucji” nastolatek pod przewodnictwem Lempart przyćmił ich wielomiesięczne starania o bycie na pierwszych stronach gazet. Justyna Socha to Marta Lempart. Różni ich tylko obszar zainteresowań w promocji własnej osoby bez względu na koszty i konsekwencje ich działań. Dlatego, tuż po odsunięciu na boczny tor, równie groteskowych, protestów „antycovidowców”, (podczas których na ulicznych wiecach także mogliśmy wysłuchać krzyków internetowych specjalistów i ich, stylizowanych na „wezwania do rebelii” płaczów oraz powielania memów), którzy także poświęcili trochę sił i funduszy na promowaniu się na ludzkiej krzywdzie (bo w przypadku ruchów promujących medycznych oszustów, którzy autentycznie mogą przyczynić się do tragedii podczas nawet standardowych działań, podczas udzielania pierwszej pomocy, a takich promuje pani prezes Stop NOP). Socha promuje skompromitowanych lekarzy pozbawionych prawa wykonywania zawodu a nawet internetowych szarlatanów, przypominających wróżów z Polsatu, ale mogących realnie zaszkodzić zdrowiu lub życiu internautów nastraszonych właśnie przez te środowiska a następnie kierujących swe poszukiwania w ich stronę.

Justyna Socha zareagowała na te wydarzenia kabaretowym apelem w internecie a przekaz jego wzmocniła płynącymi po policzkach łzami. „Najważniejszy i być może ostatni live”, taki tytuł nosiło nagranie Sochy, w którym stwierdziła, że protesty feministek zorganizowane zostały celowo przez rząd aby przykryć ich walkę o wolność, przestrzegała przed możliwością odłączenia internetu, oraz zalecała organizowanie alternatywnych kanałów łączności czy nawet czegoś w rodzaju, pożal się Boże, „konspiracji”.

Robert D’Arc czyli krucjata Bąkiewicza.

Wydarzenia takie, nacechowane mocnymi emocjami, przyciągają momentalne nie tylko media ale także wszelkiej maści karierowiczów, ludzi którzy przy takich okazjach próbują zaistnieć, wykorzystać swoje przysłowiowe pięć minut. Protesty „antymaseczkowców” uczyniły „bardem rewolucji” (jakie czasy taki Kaczmarski) zapomnianą gwiazdkę jednej piosenki czyli Ivana Komarenko, który wystąpił na kilku ich wiecach a następnie uruchomił konto na którym zaczął zbierać pieniądze na „dalszą działalność” czyli nagrywanie kolejnych piosenek.

Nie inaczej było w przypadku Roberta Bąkiewicza, prezesa Stowarzyszenia Marsz Niepodległości, który podjął natychmiastowe działania mające uczynić z niego twarz sprzeciwu patriotów i katolików wobec bulwersujących scen na ulicach. Dodatkowo, odruch społeczny jakim było wyjście ludzi na ulice w obronie dewastowanych przez feministki kościołów i pomników postanowił on zinstytucjonalizować. A dziś robi się to poprzez założenie fanpega na facebooku (kto pierwszy ten lepszy!). Tak oto powstała Straż Narodowa, kolejna już z organizacji zakładanych przez Bąkiewicza, której celem miała być promocja jego osoby i stworzenia wśród opinii publicznej wrażenia iż to on, nie tylko zainspirował społeczny odzew na działania lewaków i feministek ale dodatkowo zorganizował je w skali kraju, gdyż takie właśnie deklaracje padały nie tylko z ust samego zainteresowanego oraz związanych z jego stowarzyszeniem Mediów Narodowych, ale także w mediach sympatyzujących z obecną władzą, które jednogłośnie namaściły go na lidera oporu i zaczęły tytułować bohaterem.

Uruchomienie profili Straży Narodowej wiązało się, oczywiście, od razu z podaniem numeru konta do wpłat na rzecz wsparcia jej działalności. W dzisiejszych czasach tego typu działania stały się normą. Zbieranie funduszy odbywa się za pomocą portali patronackich takich jak Zrzutka, a zebrane w ten sposób pieniądze nie muszą być rozliczane jak inne darowizny. Marta Lempart w ciągu kilku dni zgromadziła w ten sposób ponad milion złotych, przeciwnicy dostali więc okazję aby w ten sposób wspomóc „organizację”, która sprzedana została im jako ruch oporu przez media. Bąkiewicz, wraz z garstką współpracowników udał się pod warszawski Kościół Świętego Krzyża,  gdzie w obecności wielu mediów wdał się w niewielkie utarczki z aborcjonistkami, próbującymi wedrzeć się do budynku. Jego zdjęcia obiegły media w całej Polsce a on sam, pozostawiając na placu boju swoich kolegów, ruszył w torunee po redakcjach udzielając wywiadów i oddelegował się do „pracy organizacyjnej” czyli formowania, utworzonej na szybko Straży Narodowej.

W programach, w których występował jako rzekomy ogólnopolski koordynator działań podejmowanych przez lokalne społeczności i np. kibiców zachęcał on do finansowego wspierania jego nowej formacji aby zaopatrzyć ją w sprzęt taki jak liny czy środki ochronne dla ludzi broniących kościołów. To sprzęt, którym dysponuje od dawna Straż Marszu Niepodległości, pozostająca także pod wodzą Bąkiewicza, więc wydawać by się mogło, że kolejne zakupy takich środków będą przez niego dystrybuowane na całą Polskę, do lokalnych oddziałów Straży Narodowej. Nie trzeba chyba mówić jak czasochłonnym jest zorganizowanie logistycznie takiej akcji w ciągu kilku dni przez grupkę, która oddelegowana została do zajmowania się stroną organizacyjną. W mediach przychylnych rządowi, które reklamowały inicjatywę Bąkiewicza mogliśmy przeczytać, że za pomocą internetu chęć przystąpienia do Straży Narodowej wyraziło  ok. 30 tysięcy osób a sam Bąkiewicz powiedział, że osoby takie będą odpowiednio weryfikowane aby nie doszło do przeniknięcia w jej struktury np. prowokatorów czy aktywistów z drugiej strony. Taka operacja miała odbywać się w ciągu kilku dni. Nie wyjaśnił jak dokładnie miała by przebiegać taka weryfikacja, dystrybucja sprzętu zakupionego ze zbiórki pieniędzy, jak miało by wyglądać koordynowanie działań na terenie całego kraju. Jednym słowem, Bąkiewicz w mediach roztaczał nierealne wizje jakiejś stworzonej na szybko, sprawnie zarządzanej i zorganizowanej grupy bez podania choćby części pomysłów jak naprawdę zamierza to zrealizować. Konto podane do wsparcia finansowego to prawdopodobnie jedyne co działa tam bez zarzutu.

Bąkiewicz uznał także, że konieczne jest powołanie całkiem nowej, świeżej organizacji. Takie powołuje przy każdej okazji. W związku z protestami przeciwko amerykańskiej Ustawie 447, na których lidera także go wykreowano, powołał on Roty Niepodległości. Po co więc kolejna organizacja? Bąkiewicz wyjaśnia to tym, że każda z nich miała by zajmować się innym tematem. Dla obserwującego to wszystko z dala od redakcji mediów, najlepszym wyjaśnieniem będzie chyba to, że „wstrzelenie się w temat”, co zrobił Bąkiewicz, zadziała lepiej gdy pojawi się nowa grupa o której chętniej pisać będą media. Jasnym jest także, że tego typu protesty wypalają się w ciągu kilku lub kilkunastu dni, zwłaszcza, że ich trzon stanowią jednak nastolatki, u których „rewolucyjny zapał” wypala się w szybkim tempie. Z tego powodu organizacja o której mówi Bąkiewicz, po przejściu procesu weryfikacji członków, gromadzeniu funduszy, opracowania planu skoordynowanych działań, może okazać się już niepotrzebna. Oczywiście samemu Bąkiewiczowi zależało by na tym aby temat tlił się możliwie najdłużej, sam też twierdzi, że Straż Narodowa gotowa będzie na kolejne odsłony podobnych zagrań ze strony środowisk lewicowych. Przy kolejnej okazji można przecież powołać kolejną grupę. Jedno jest pewne: ludzie którzy wyszli na ulice aby bronić kościołów i pomników przez rozwrzeszczanym tłumem potrafili zorganizować się samodzielnie w lokalnych wspólnotach, nie potrzebowali do tego samozwańczego lidera z Pruszkowa, który całe kolejne dnie spędzał w redakcjach mediów promując własną osobę. Nie potrzebowali także żadnego zawiadywania z centrali. Jednak Bąkiewicz osiągnął to co chciał a media dostały swojego „bohatera”.

Podobnie zawłaszczona przez Bąkiewicza została ogólnopolska akcja czyszczenia zniszczonych po feministycznych burdach elewacji kościołów czy pomników. Tutaj, tak samo zorganizowali się kibice i lokalne społeczności a prawicowe media znów zaczęły pisać o tym, że jest to akcja zainicjowana przez Straż Narodową.

Oprócz swoich własnych Mediów Narodowych,  gdzie nachalnie promowano go na lidera obrony kościołów, odwiedził m.in. redakcję portalu PCh24 oraz szereg prawicowych studiów telewizyjnych i redakcji portali oraz gazet, gdzie w blasku swej zbroi i fleszy, opowiadał o tym jak to zainicjował społeczny opór. W superlatywach o inicjatywie Bąkiewicza i nim samym wypowiadali się przeprowadzający z nim wywiady, przeróżni publicyści. Kilku jedynie oparło się próbie wyciągnięcia od nich słów zachwytu na jego działalnością. Jednym z nim był, szanowany w kręgach narodowych ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, od którego deklaracje poparcia dla Bąkiewicza i Straży Narodowej próbowała wyciągnąć Agnieszka Jarczyk z Mediów Narodowych.

Bąkiewicz stał się w ostatnim tygodniu idolem mediów takich jak prawicowe tygodniki czy związana sztywno  z PiS Telewizja Republika. Wystąpił on tam w programie „Otwartym tekstem” prowadzonym przez Ewę Stankiewicz, która rozgłos zyskała głównie dzięki zaangażowaniu w działalność uliczno-publicystyczną po katastrofie smoleńskiej. Program ten był prawdziwym festiwalem „spijania sobie z dziubków”. Wódz Straży Narodowej w każdej, z dziesiątek obskoczonych redakcji mówił praktycznie to samo, odwoływał się do starcia cywilizacji, pełzającej rewolucji, której trendy zaczynają spływać do Polski z Zachodu i konieczności przeciwstawienia się im. Głównym motywem była jednak właśnie promocja własnej inicjatywy. Przyznał on otwarcie, że jest „frontmanem akcji obrony kościołów” oraz, że „spija medialną śmietankę” ale dziękuje wszystkim zaangażowanym.

Kto jest bardziej nazistowski?

W związki z protestami feministek w Polsce rozgorzała także, po raz kolejny, żenująca dyskusja o symbolach. Dotyczyło to głównie symbolu czerwonej błyskawicy jakim posługuje się „Strajk Kobiet”. Większość publicystów oraz politycy znalazła w tym symbolu podobieństwo do, używanej przez Hitlerjugend ora SS runy Sig i temat ten „wałkowany” był na równi z dyskusjami o samych celach czy założeniach owych protestów. Jedynie kilku publicystów stwierdziło wprost, że dyskusja taka jest po prostu idiotyczna. Do tej pory takie usilne doszukiwanie się „symboli nazistowskich” było domeną właśnie skrajnej lewicy. Najbardziej znana sprawa związana z podobnym symbolem miała miejsce po Marszu Niepodległości w 2018 roku gdy symbol błyskawicy zaczerpnięty z symbolu Grup Szturmowych Szarych Szeregów wykorzystany został przez grupę Szturmowcy. To właśnie wtedy lewicowe i liberalne media doszukiwały się w nim konotacji z Hitlerjugend oraz przedwojenną  organizacją brytyjskich faszystów (British Union of Fascists). Przy okazji takich dyskusji padają najczęściej największe głupoty a, w natłoku emocji następuje częste pomieszanie pojęć. Zdelegalizowaną już w 1940 roku BUF, prezes Młodzieży Wszechpolskiej nazwał organizacją „brytyjskich neonazistów” a Bąkiewicz w programie Stankiewicz mówił, że „nawet to runo (!) jest podobne do symbolu SS”.

Być może zamysłem polskich prawicowców było takie „odbicie piłeczki” w myśl „pokażemy, że to oni są nazistami a nie my”, co stanowczo spłyciło dyskusję wobec tego co działo się w ostatnich dniach, ale na szczęście jej nie zdominowało.

Innym, towarzyszącym protestom, tematem było zagrożenie epidemiczne. Odbywały się one bowiem w czasie wprowadzonym przez rząd restrykcji. Stało się to także jednym z głównych zarzutów wobec organizatorek tej akcji i z cała stanowczością potępiane przez władze jak i przychylne im media. Dziwnym w tym przypadku jest to, że reklamujące Bąkiewicza media nie drążyły zbytnio sprawy organizacji w tych warunkach Marszu Niepodległości, podczas gdy jego jedynym argumentem było to, że skoro inni mogą wychodzić na ulice to dlaczego nie my? Nie jest z pewnością postawa odpowiedzialna w czasie masowego wzrostu zakażeń koronawirusem, ale należy pamiętać o tym, że część środowiska narodowego zaangażowała się niestety w ruch negacjonistów pandemii.

Ochrona dla Bąkiewicza, pochwały od Macierewicza, niemiecka Antifa

Eskalacja napięć społecznych w związku z protestami feministek przeniosła się, rzecz jasna, także do internetu, gdzie trwają nie tylko ożywione dyskusje, spory i kłótnie ale obie strony próbują w jakiś sposób dokuczyć przeciwnikom. Jednym z takich działań podjętych przez feministki i sprzyjające im środowiska lewackie jest publikowanie adresów zamieszkania osób zaangażowanych po drugiej stronie czy wysyłanie im pogróżek. Apelujący w programie Stankiewicz do hierarchów kościelnych Bąkiewicz mówi, że być może dziś wierni wymagają od nich męczeństwa zamiast chowania głowy w piasek. Ten sam Bąkiewicz, który ochoczo „przyjął wypowiedzenie wojny” przez feministki zwrócił się następnie do policji aby wzmocniła patrole w okolicach jego domu, objęła go jakąś formą ochrony. To także jest zagrywką promocyjną, mającą podnieść znaczenie jego osoby w całym zamieszaniu.

W poniedziałek 2 listopada z kioskowych witryn i półek z prasą na Polaków, z okładki tygodnika Sieci spoglądał Robert Bąkiewicz. Zdjęcie z okładki, wyglądające na zrobione specjalnie pod tę publikację kojarzyć nam się może z Clarkiem Kentem, zaś w środku otrzymujemy wywiad z najnowszym bohaterem. A w nim stwierdza on, że kapłani i proboszczowie piszą do jego Straży Narodowej z prośbą o ochronę świątyń, przy czym przytacza anegdotę o tym jak jednemu z księży wypomniał on to, że kilka tygodni wcześniej odmówił im zorganizowanie modlitwy za uśmiercone w wyniku aborcji dzieci, gdyż wydało mu się to „zbyt kontrowersyjne”. Ciężko ocenić na ile prawdziwa jest ta historia, pokazuje to jednak jaką osobą jest sam Bąkiewicz, który w takiej sytuacji mógł poczuć się tym, który z pozycji wyższości właśnie powiedział komuś „jak trwoga to do Boga nie?”.

Bąkiewicz oraz liczne media informowały także o tym, że do Polski na warszawski protest będący kulminacją tych lokalnych zjechać się mają bojówkarze Antify z Niemiec. Informacja ta podawana była w taki sposób, że odnieść można było wrażenie, że u naszego zachodniego sąsiada trwa jakaś wielka  mobilizacja do najazdu na Warszawę. Owszem, w stolicy pojawiła się garstka niemieckich lewaków, ale tego typu kontakty międzynarodowe różnych środowisk nie są niczym dziwnym po żadnej ze stron. Pytany przez Marka Pyzę z Sieci skąd ma on informacje o planowanym przybyciu posiłków z Niemiec, Bąkiewicz odpowiedział, że „nie mogę podać źródeł ale mamy taką wiedzę” po czym dodał, że to właśnie  Niemcy stoją za użyciem noża w Poznaniu czy atakiem w Wołominie. „Wiem, ale nie powiem!”

Bąkiewicz stał się bohaterem promowanym przez media kojarzone z PiS, bezpodstawnie wyniesiono go do roli organizatora i inicjatora społecznego oporu, zapewniono mu tę promocję. Nie jest to pierwszy raz gdy doskonale idzie mu współpraca z mediami pro-rządowymi. Swoją pomoc zaoferował PiSowski przed ostatnimi wyborami prezydenckimi aby na finiszu kampanii zapewnić wsparcie dla Andrzeja Dudy, to wtedy wystąpił w TV Republika jako reprezentant narodowców i zachęcał do głosowania na Dudę, mimo, że środowisko  narodowe, częściowo skupione wokół Konfederacji odcinało się od takich deklaracji.

Będąc człowiekiem z niebywałym parciem na szkło i nastawionym na promocję własnej osoby, takie wyłamanie się nie stanowiło dla niego żadnego problemu. PiSowskie media zresztą lubią go a on sam po przejęciu przez PiS Marszu Niepodległości w 2018 roku serdecznie pozdrawiał głównego PiSowskiego propagandystę Tomasza Sakiewicza, który bezczelnie próbował przypisać rządzącym wszystkie zasługi w organizacji Marszu. Tym razem Sakiewicz i jego media także postanowiły ugryźć co nieco z tego tortu. Po apelu Jarosława Kaczyńskiego Gazeta Polska pisała o tym, że to właśnie członkowie jej klubów są tymi, którzy bronią świątyń, co odnotowane było kilkukrotnie, z wyraźnym niesmakiem,  w Mediach Narodowych, których zadaniem jest promocja Bąkiewicza i Straży Narodowej.

Robert Bąkiewicz określony został także mianem „bardzo bohaterskiego człowieka” przez Antoniego Macierewicza (wywiad dla Radia Wnet), który od dawna już sprawia wrażenie jakby został oddelegowany do sprawowania jakiegoś rodzaju nadzoru nad środowiskami narodowymi i podejmował nawet próby podmianki liderów narodowców na tych „koncesjonowanych”, którzy, totalnie skompromitowani w swoich środowiskach, od jakiegoś czasu są do pełnej dyspozycji PiS. Chodzi o powierzenie mu zorganizowania alternatywy dla Konfederacji w postaci niszowego tworu o nazwie Konfederacja Narodowa, której jednym z członków miał zostać Marian Kowalski. To zbieranina od Kowalskiego zdaniem Macierewicza miała być tym „prawdziwym odłamem narodowców” w odróżnieniu od „ruskiej agentury”, którą widział w Konfederacji i innych środowiskach narodowych. Z inicjatywy Macierewicza tworzonej do spółki z Kowalskim nie wyszło nic poza szumne zapowiedzi tego ostatniego odnośnie rzekomego tworzenia się jakiegoś ugrupowania.

Bąkiewicz, podobnie jak Kowalski ma duże parcie na promocję swojej osoby i swoich inicjatyw, jest także bardzo otwarty na współpracę z PiS i dyspozycyjny gdy go potrzebują. Stąd dziwacznym, być może mającym za zadanie zachowanie pozorów wiarygodności tego człowieka, mogło wydać się czytelnikom stwierdzenie Pyzy „Sporo z pana strony krytyki wobec PiS”, gdyż żadnej takiej w wywiadzie tym nie wyraził a w ogólnych ocenach tego ugrupowania jest mu raczej przychylny. W odpowiedzi na to taktownie stwierdza, że „jest krytyczny wobec wielu działań PiS” ale , jako państwowiec, gotowy jest stanąć razem z partią rządzącą by „bronić polskich fundamentów przed zewnętrzną ingerencją”. Jak widzimy nasz bohater odpowiednio polecił swoje usługi i zasugerował, że chętnie zajmie miejsce Mariana Kowalskiego jako dyżurnego „narodowca” PiSu.

Na koniec dodam także ciekawostkę o wspominanym tutaj Kowalskim, który także postanowił wyruszyć w obronie kościołów w Lublinie a raczej pozorować tego typu zaangażowanie. 28 października pojawił się on bowiem pod katedrą gdzie miał zmierzać marsz feministek. Doczekał do momentu gdy zjawiła się tam ekipa lubelskiego oddziału TVP, szybko pobiegł do kamery aby udzielić im wywiadu (podobną ustawkę medialną zorganizowano mu już wcześniej z okazji odbywającego się w Lublinie marszu homoseksualistów) a następnie… zniknął. Nie poczekał nawet aż rozwrzeszczany tłum dotrze pod kościół. Niestety TVP nie zdecydowała się wyemitować wywiadu z Kowalskim w Panoramie Lubelskiej, dlatego mógł on jedynie na swoim profilu na facebooku pochwalić się zrobionymi mu tam zdjęciami,  wpisem „Był kto trzeba” oraz macierewiczowskim hasłem „Pilnujmy Polski”. Dlatego miejsce „dyżurnego narodowca” stoi przez Robertem Bąkiewiczem otworem a jego zaangażowanie z pewnością zostanie jakoś docenione.

Ajwaj