Brak powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego oraz niska jakość prywatnych ubezpieczeń może spowodować, że wielu obywateli Stanów Zjednoczonych zostanie doprowadzonych do bankructwa. Co prawda samo przeprowadzenie testu na koronawirusa jest bezpłatne, ale pacjenci muszą ponosić horrendalne koszty samej wizyty u lekarza oraz ewentualnego pobytu w szpitalu.

Amerykański portal BusinessInsider.com opisuje przypadek mieszkającego w Miami człowieka, który po powrocie do Ameryki z wyjazdu służbowego do Chińskiej Republiki Ludowej zgłosił się do szpitala z powodu objawów wskazujących na grypę. Przed wykonaniem testu na obecność koronawirusa domagał się on od lekarzy badania związanego z grypą, ponieważ miał on wykupiony ograniczony pakiet ubezpieczenia zdrowotnego. Ostatecznie potwierdziły się jego przypuszczenia i nie musiał już być badany na obecność koronawirusa. Ubezpieczyciel i tak oszacował jednak jego pobyt w placówce służby zdrowia na prawie 3,2 tys. dolarów.

To nie jedyny podobny przypadek. Portal zwraca też uwagę na małżeństwo Amerykanina z obywatelką innego kraju. Oboje przebywali w Wuhan, przy czym małżonka amerykańskiego obywatela zachorowała na zapalenie płuc, będące konsekwencją choroby związanej z koronawirusem. Ostatecznie Amerykanin wraz ze swoją córką zostali wysłani do USA w celu przeprowadzenia obowiązkowej kwarantanny i wykonania testów na obecność COVID-19. U obojga nie stwierdzono koronawirusa, ale i tak jako osoby nieubezpieczone musieli zapłacić prawie 4 tys. dolarów.

Samo badanie dotyczące obecności koronawirusa jest finansowane ze środków budżetowych Stanów Zjednoczonych, jednak osoby trafiające na oddziały ratunkowe muszą zapłacić za towarzyszące temu testy mające wykluczyć inne choroby. Jak pokazują wspomniane dwa przykłady osoby z podejrzeniem COVID-19 muszą już jednak płacić chociażby za transport karetką do szpitala. BusinessInsider.com na podstawie danych z systemu zdrowotnego wskazuje, że średnia opłata za całą procedurę może wahać się od 441 do 1151 dolarów za wizytę na pogotowiu.

Koronawirus jest tym samym sporym wyzwaniem dla opieki zdrowotnej w Stanach Zjednoczonych, a przede wszystkim dla samych pacjentów. Obecnie szacuje się, że blisko 27 mln osób nie posiada żadnych praw do korzystania ze służby zdrowia, natomiast oszczędności ponad połowy wszystkich gospodarstw domowych nie przekraczają 4,5 tys. dolarów. To właśnie ta rzesza amerykańskich obywateli może być zarzewiem poważnej epidemii. Szacuje się bowiem, że 28 proc. nieubezpieczonych osób w wieku od 18 do 65 lat miało już problemy z opłaceniem rachunków za usługi medyczne. Odsetek ten spada do 18 proc. w przypadku osób objętych ubezpieczeniem Medicare, a także do 11 proc. dla osób posiadających prywatną polisę.

Nawet osoby objęte ubezpieczeniem mogą wpaść w długi z powodu konieczności opłacenia pobytu na pogotowiu czy w szpitalu. W wielu wypadkach problemem są różne rachunki, jakie wystawia szpital i lekarz. Medyk może bowiem w ramach prywatnego ubezpieczenia pobierać inne opłaty niż czyni to sama placówka medyczna.

W ten sposób wielu Amerykanów może zostać narażonych na niewypłacalność. Warto w tym miejscu podkreślić, że po wielkim kryzysie finansowym w 2009 roku blisko 66,5 proc. z 1,4 mln bankructw dotyczyło osób mających problem z opłaceniem opieki medycznej. W zależności od rodzaju badań obecnie szacuje się, iż od 26 do 57 proc. wszystkich wniosków o ogłoszenie upadłości jest związanych właśnie z tą kwestią.

Na podstawie: businessinsider.com.