Niewielkie miasto Plauen w niemieckim landzie Saksonii ma coraz większy problem z imigrantami. Chadecki burmistrz Steffen Zenner przyznaje otwarcie, że w centrum miejscowości regularnie dochodzi do aktów przemocy i brutalnych przestępstw. Z tego powodu straty odnotowują przedsiębiorcy funkcjonujący, natomiast pracownicy muszą wychodzić z pracy tylnymi drzwiami.

Do pierwszej poważnej eskalacji napięć w Plauen doszło pod koniec kwietnia. Doszło wówczas do masowej bójki pomiędzy młodymi imigrantami pochodzącymi z Iraku, Rumunii i Syrii. Część z nich zgłosiła się na policję jako osoby poszkodowane, mając często poważne uszkodzenia ciała.

Później sytuacja potoczyła się lawinowo. Półtora tygodnia temu na miejscowej dyskotece doszło do poważnej kłótni między Kurdami, Arabami i mieszkańcami Afryki Północnej. Dzień później imigranci spotkali się w centrum miasta, aby wyjaśnić nieporozumienia, co zakończyło się dźgnięciem nożem Irakijczyka przez Syryjczyka.

Dziennik „Bild” informuje, że z powodu aktów przemocy i innych przestępstw mieszkańcy zaczęli omijać centrum miasteczka położonego w Saksonii. Przedsiębiorcy z tego powodu odnotowują straty, z kolei pracownicy opuszczają miejsca pracy tylnymi drzwiami, żeby nie stać się obiektem przemocy ze strony obcokrajowców.

Chadecki burmistrz Plauen nie ukrywa, że za obecną sytuację odpowiadają imigranci. Zenner oczekuje z tego powodu działań ze strony rządu federalnego, który jego zdaniem powinien wzmocnić bezpieczeństwo granic i wprowadzić limity dotyczące przyjmowania cudzoziemców.

Na podstawie: bild.de, jungefreiheit.de.