First Blood Silence is betrayalNudny lutowy wieczór, w telewizji kolejna chamerykańska romantyczna komedia o kobietach w średnim wieku, znudzonych niedojrzałymi facetami i szukających prawdziwego uczucia. Wyłączam złodzieja czasu, prądu i myślenia, po czym zapuszczam najnowszy album formacji First Blood, pochodzącej z San Francisco w Kalifornii.

First Blood byli do tej pory znani głównie z niezłego albumu pt. Killafornia, wydanego 4 lata temu, można też było ich kilka razy zobaczyć w Polsce. Od wydania poprzedniej płyty intensywnie koncertowali i pracowali nad nowym materiałem. Wydany z końcem ubiegłego roku album Silence is betrayal to spory krok w przód biorąc pod uwagę nie tylko poziom muzyczny na Killafornii, ale i przekaz na obu albumach.

Muzyce, czyli temu co najłatwiej odebrać na albumie, poświęcę tylko małą część recenzji. Silence is betrayal to 16 utworów w stylistyce hardcore’a podążającego odrobinę w kierunku metalowego brzmienia. Są krótkie i dynamiczne – tylko trzy spośród nich są dłuższe niż 4 minuty, w tym zamykający album rozbudowany Armageddon II będący rozwinięciem utworu z poprzedniej płyty. W porównaniu z Killafornią wokal Carla stał się mniej charczący ale nabrał dodatkowej agresji. W utworach aż roi się od sampli, głównie wypowiedzi polityków, różnych przemów, urywków z mediów dotyczących np. wojny w Iraku itd., jednak nie odbiera im to dynamiki ani mocy. Najsilniejszymi punktami albumu są z pewnością Survive, niezły koncertowo Silence, opowiadający o totalitarnym systemie Fascism oraz będący kwintesencją protestu Detach, poruszający również sprawę kłamstwa z 11 września 2001, który w pewnym momencie samplem rozbijającego się samolotu przechodzi w agresywny beatdown.

Na koncertach frontman Carl apeluje do zebranych „It doesn’t matter if you buy that album or download it from the internet. What really matters is that you absorb its message”. A przekaz albumu jest prosty i oczywisty. Żyjemy w czasach kłamstwa, masowej manipulacji i wyzysku, zniewolenia mas przez wąskie elity politykierów, realizujących swoje szemrane cele podczas gdy przelewana jest krew niewinnych. Duży akcent rzecz jasna Carl położył na tego typu problemy z perspektywy mieszkańca USA. Myślą przewodnią albumu jest hasło „silence is betrayal”, będące nawiązaniem do przemówienia Martina Luthera Kinga (w tym momencie co bardziej ortodoksyjni prawdopodobnie skończą lekturę recenzji ;) ). W podobnym tonie jest utrzymany kilkuakapitowy przekaz, jaki Carl zawarł we wkładce do płyty – milczenie jest zdradą, należy za wszelką cenę i na miarę swoich możliwości głosić prawdę, obnażać zbrodnie i kłamstwa możnych tego świata, którzy wykorzystują i wystawiają na cierpienie miliony istnień; inaczej „wszyscy mamy ich krew na rękach”.

I tutaj dochodzimy do sedna – można po prostu ściągnąć album i rozkoszować się muzyką oraz tekstami, które w jednej z amerykańskich recenzji zostały opisane jako „rightfully pissed (…) social protest”. Można również kupić płytę i zagłębić się w dodatkowy przekaz, jaki płynie z dołączonej książeczki. I właśnie w tym momencie kończy się wspomniany social protest, a zaczyna czysto polityczna treść albumu Silence is betrayal. Każdemu tekstowi utworu jest we wkładce poświęcony osobny cytat oraz osobne wymowne zdjęcie.
Cytowane są różne osoby, począwszy od Martina Luthera Kinga i aktywistów antywojennych, poprzez George’a Orwella, po postacie z „drugiej strony”, takie jak Donald Rumsfeld, czy Shulamit Aloni, byłą izraelską minister, której słowa przytoczone obok tekstu utworu Messenger w prosty sposób wyjaśniają istotę szantażu antysemityzmem:

„Well it’s a trick. We often use it…
and it’s very easy to blame people, who
criticize certain acts of the Israeli government,
as anti-Semitics, and to bring up the Holocaust
and the suffering of the Jewish people…
and that justifies everything we do to the
Palestinians.”

Od takich niepoprawnych smaczków aż roi się w zawartości książeczki i składają się one na jedną całość, która idealnie uzupełnia się z antysystemowym apelem Carla. Silence is betrayal to zdecydowanie album zeszłego roku, jeśli chodzi o upolityczniony hardcore. Dodatkowym jego plusem jest fakt, iż niezależnie od osobistych przekonań Carla i reszty muzyków, płynie z niego jednolity, niespolaryzowany antysystemowy przekaz, pragnienie krzewienia prawdy i sprawiedliwości w zepsutym świecie.

 

http://www.myspace.com/firstblood

 

SC