Filipiński prezydent Rodrigo Duterte nakazał swojemu resortowi spraw zagranicznych, aby poinformował Stany Zjednoczone o wypowiedzeniu wiążącej oba państwa umowy wojskowej. Filipiny mają tym samym zacząć polegać na własnym potencjale wojskowym, zwiększając swoje możliwości w zakresie ochrony bezpieczeństwa narodowego.

Kwestia porozumienia wojskowego z Amerykanami była rozpatrywana przez ostatnich kilka dni. Filipińskie resorty obrony narodowej oraz spraw zagranicznych twierdziły, że ostateczna decyzja w tej sprawie nie została podjęta, z kolei w sobotę filipiński sekretarz obrony Delfin Lorenzana nazwał nawet podobne doniesienia rozpowszechnianiem fałszywych wiadomości.

Ostatecznie kancelaria Duterte poinformowała dzisiaj, że resort spraw zagranicznych został zobowiązany do zerwania umowy wojskowej ze Stanami Zjednoczonymi. Filipiński prezydent miał stwierdzić, że nadszedł czas, aby jego kraj wzmacniał swój własny potencjał obronny i przestał polegać w tej sprawie na innych państwach. Tamtejsze siły zbrojne i policja mają więc rozwijać własne metody mające bronić bezpieczeństwa narodowego.

Dwustronna umowa regulująca status i zasady pobytu amerykańskich wojsk na terytorium Filipin (VFA), została podpisana w 1998 roku. Termin jej wypowiedzenia to dokładnie 180 dni, dlatego przestanie obowiązywać w sierpniu. Jednocześnie nie oznacza to zakończenia innych filipińsko-amerykańskich porozumień, zawartych w czasie zimnej wojny oraz prezydentury Baracka Obamy.

Wyraźne ochłodzenie w relacjach Filipin i USA nastąpiło w ostatnich latach, gdy Duterte wypowiedział ostrą wojnę gangom narkotykowym, za co był wielokrotnie krytykowany przez amerykańską administrację. W ubiegłym roku zakazał on wjazdu na terytorium Filipin dwóm senatorom chcącym spotkać się z filipińską polityk oskarżaną o współpracę z mafią narkotykową, a także zabronił wyjazdów do Ameryki swoim podwładnym.

Na podstawie: reuters.com, aljazeera.com.