…pół mieszkania z*****ne jego wystąpieniami, najgorzej. Średnio raz w miesiącu ktoś powie w domu coś „homofobicznego” i trzeba to zaraz zgłosić, bo tak postąpiłby prawdziwy Rzecznik Praw Obywatelskich. W swoim dwudziestodwuletnim życiu już z dziesięć razy byłem w tej sprawie przesłuchiwany. Tydzień temu jak przechodziłem obok komisariatu, to dyżurny policjant jak mnie tylko zobaczył przez okno, to kazał mi złożyć kolejne zeznania xD, bo myślał, że znowu zostałem w tej sprawie wezwany.

Tak mogłaby wyglądać przeróbka samego początku osławionej „pasty” autorstwa niejakiego Malcolma XD, która opisywałaby wzmożenie środowisk lewicowo-liberalnych po wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie przepisów o Rzeczniku Praw Obywatelskich. Co prawda Adam Bodnar od wielu miesięcy pełni tę funkcję na podstawie niekonstytucyjnych przepisów, ale to w żaden sposób nie obchodzi jego zwolenników. Choć sami przecież mają na ustach tyle frazesów o praworządności i konieczności przestrzegania ustawy zasadniczej.

Hipokryzja lewicowych liberałów i skrajnych lewicowców nie jest niczym nowym, a ich reakcjom na koniec kadencji dotychczasowego RPO trudno się dziwić. Bodnar przez pięć lat swojego urzędowania dał się bowiem poznać jako ich ideologiczny rzecznik. Kontynuował chociażby rozpoczęte jeszcze przez jego poprzedniczkę, Irenę Lipowicz, normalizowanie postulatów aktywistów spod znaku LGBTQWERTY jako „praw człowieka”. Przed wyborem na te stanowisko w 2015 roku szczycił się zaś działalnością wśród zawodowych „antyfaszystów” z „Nigdy Więcej” oraz nauką za stypendium George’a Sorosa.

Jak bardzo ważną był postacią dla lewicy świadczy najlepiej tekst opublikowany w czwartek przez „Krytykę Polityczną”. Jakub Majmurek w samym tytule przyznaje wprost, że „Trybunał Przybłęskiej zabrał nam Rzecznika”. Bodnar jest opisywany przez niego jako ofiara politycznej nagonki rozpętanej przez Prawo i Sprawiedliwość. Nie wspomina jednak ani słowem, że sam RPO nigdy od polityki nie stronił.

Już w dzień ogłoszenia wyroku przez TK wśród lewicowo-liberalnych publicystów pojawił się zresztą pomysł, aby Bodnar stał się „politykiem wagi ciężkiej”. On sam dzień później nie wykluczył takiego scenariusza. Co więcej, nie zaprzeczył, że… mógłby kandydować nawet na urząd prezydenta. „Byłem wymieniany w gronie potencjalnych kandydatów. Wtedy to nie wchodziło w grę, ponieważ byłem urzędującym RPO. Co się zdarzy za kilka lat? Nie wiem, zobaczymy” – stwierdził wprost ustępujący RPO.

Taka deklaracja najlepiej pokazuje, że nie mamy do czynienia z człowiekiem będącym polskim odpowiednikiem Matki Teresy z Kalkuty, czyli bezinteresownym strażnikiem praw polskich obywateli. Bodnar nie był zresztą pod tym względem wyjątkiem. Jego poprzednicy w większości zostawali RPO jeszcze jako czynni politycy, zaś sam urząd został powołany typowo polityczną decyzją PRL-owskich władz.

Kreowanie wizerunku Bodnara jako rzekomo apolitycznego Rzecznika to realizacja dobrze znanego scenariusza. Lewica i liberałowie zawsze stroją się w szaty „bezstronnych” i „niezależnych”, aby swoich krytyków etykietować od razu jako „prawicowców” czy „religijnych fanatyków”. Cały czas należy więc Polaków, że to typowo retoryczna zagrywka, mająca na celu przeforsowywanie zmian o ideologicznym charakterze.

M.