Tysiące Mołdawian wyszło na ulice swojej stolicy, aby zamanifestować swój sprzeciw wobec promocji homoseksualizmu i innych założeń tęczowej ideologii, którą reprezentowali uczestnicy kiszyniowskiej parady równości. Ruchy LGBT w Mołdawii mogły liczyć na poparcie ze strony zachodnich ambasad, natomiast obrońcy tradycyjnej rodziny otrzymali wsparcie od prezydenta Igora Dodona oraz miejscowej Cerkwi prawosławnej.

Tym razem mołdawska policja zdecydowała się na zaostrzone środki ostrożności, dlatego już na kilka godzin przed planowanym marszem dewiantów zablokowała ona część ulic w centrum Kiszyniowa, a także ustawiła barierki mające powstrzymywać zwolenników normalnego modelu rodziny. Funkcjonariusze mieli bowiem doświadczenia z lat ubiegłych, kiedy działacze ruchów LGBT z powodu natężenia argumentów swoich przeciwników musieli być ewakuowani z miejsca zaplanowanych demonstracji.

Zwolennicy tęczowej ideologii w tym roku protestowali, jak zwykle zresztą, przeciwko rzekomej dyskryminacji osób homoseksualnych i transseksualnych ze strony mołdawskiego państwa oraz miejscowej Cerkwi. Ich żądania uzyskały z kolei wsparcie dwudziestu dwóch ambasad akredytowanych w Kiszyniowie, które domagają się od mołdawskich władz spełnienia żądań aktywistów LGBT.

Policyjne zasieki nie zdały się jednak na zbyt wiele, ponieważ przeciwnicy seksualnych dewiacji kilkukrotnie atakowali demonstrację, dlatego miejscowa policja zatrzymała kilku z nich. Kontrdemonstranci sprzeciwiali się przede wszystkim obecności homoseksualnej propagandy w przestrzeni publicznej, która ich zdaniem jest gorsząca i ma negatywny wpływ na psychikę mołdawskich dzieci. Protesty poparł przy tym prezydent Igor Dodon, który stwierdził, że w Mołdawii jest miejsce jedynie dla normalnych rodzin, a także hierarchowie lokalnej Cerkwi.

Na podstawie: publika.md, europalibera.org.