Francuski prezydent Emmanuel Macron zapowiadał oczyszczenie miast z grup koczujących imigrantów do końca ubiegłego roku, ale realizacja tego planu nie powiodła się z powodu opieszałości resortu spraw wewnętrznych, który nie zdążył na czas z przygotowaniem zmian w prawie imigracyjnym. Ma ono przede wszystkim skrócić czas rozpatrywania wniosków o udzielnie azylu, aby cudzoziemcy z odmowną decyzją mogli być jak najszybciej deportowani, co jednak spotyka się z krytyką ze strony francuskiej lewicy.

Już w połowie ubiegłego roku, kilka tygodni po objęciu funkcji prezydenta, Macron zapowiadał, że do końca roku usunie z ulic francuskich miast koczujących imigrantów, w czym miała między innymi pomóc deportacja osób niespełniających kryteriów pozwalających im na uzyskanie azylu. Ostatecznie plany francuskiej głowy państwa nie zostały zrealizowane, ponieważ minister spraw wewnętrznych Gerrard Colomb nie przygotował na czas projektu zmian w prawie, które mają trafić pod obrady parlamentu dopiero za trzy miesiące.

Ministerstwo spraw wewnętrznych Francji postanowiło jednak zacząć rozwiązywać ten problem za pośrednictwem już dostępnych procedur. Z tego powodu w połowie grudnia lokalne delegatury urzędu ds. imigracji otrzymały instrukcje, w których nakazano im jak najszybciej deportować nielegalnych imigrantów, a także sporządzić spis osób przebywających obecnie w ośrodkach dla osób ubiegających się o przyznanie im azylu.

W jeszcze bardziej radykalnym kierunku ma jednak iść sama ustawa o imigracji, która według medialnych doniesień będzie liczyła nawet kilkaset stron. Macron przewiduje w niej przede wszystkim skrócenie czasu procedur azylowych, aby osoby nie zasługujące na przyznanie im prawa do pobytu we Francji były jak najszybciej deportowane. Ponadto francuski prezydent chce rozróżniać uchodźców od imigrantów ekonomicznych, a także przedłużyć areszt deportacyjny z 45 do 90 dni.

Zmiany nie podobają się jednak lewicowemu establishmentowi, który w ubiegłym roku wspierał kampanię prezydencką Macrona. Jego krytycy uważają, że na tak radykalne kroki nie zdecydował się nawet Nicolas Sarkozy, kiedy był wpierw centroprawicowym ministrem spraw wewnętrznych, a następnie prezydentem Francji. Lewica tradycyjnie posługuje się przy tym hasłami o potrzebie otwartości Francji dla osób potrzebujących pomocy oraz sprzeciwu wobec prowadzonej rzekomo przez państwo nagonki na imigrantów.

Na podstawie: lefigaro.fr, lemonde.fr.