Długo wyczekiwana, piąta już, edycja Festiwalu Orle Gniazdo dobiegła końca. Największy zlot fanów muzyki tożsamościowej w naszej części Europy odbył się po raz kolejny w cichej miejscowości Kępa niedaleko Żytna w powiecie radomszczańskim. Lokalizacja strategiczna, bo pozwalająca dotrzeć na Festiwal z każdego zakątka naszego kraju w przeciągu kilku godzin, a przy tym na tyle odosobniona, aby wszelkie zastępy nieżyczliwych, z roku na rok próbujące przeszkodzić Organizatorom, trzymały się od Festiwalu z daleka.

W Kępie pojawiliśmy się, po całkowicie bezproblemowej trasie zwieńczonej rutynową policyjną kontrolą, w okolicach 20:00 w piątek i zastaliśmy całkiem pokaźne pole namiotowe zapełnione w dużej części namiotami przyjezdnych – podobnie rzecz miała się z miejscami parkingowymi. Pozostali uczestnicy, którzy nie mogli dojechać w piątek, pojawili się na Festiwalu w sobotę do południa. Z godnych uwagi szczegółów dotyczących gości, należy podkreślić mocną reprezentację Czechów czy Słowaków, a także przyjaciół z Serbii i Bułgarii.

Piątkowy wieczór muzycznie umilili przyjezdnym m.in. zyskujący coraz większą popularność raper Bujak (który pojawił się również następnego dnia, w zupełnie innej roli, na polu walki dawnych wojów), weterani z brzeskiego Irydiona, najagresywniejszy obecnie na polskiej scenie LTW, czy „bratankowie” z Romantikus Eroszak.

Część występów piątkowych artystów niestety umknęła nam z powodów organizacyjnych. Występów nie ma sensu opisywać utwór po utworze, wszak większość czytających zna doskonale repertuar grany na festiwalu. Z tych, w których uczestniczyliśmy, na uwagę na pewno zasłużyli dżentelmeni z Irydiona, którzy pomimo upływu lat i znacznej zmiany stylistyki, przyciągnęli pełny namiot widzów i w rubaszny sposób zabawiali ich pomiędzy wirtuozersko zagranymi utworami. Lata lecą, zapał nie maleje – wyrazy uznania! Z kolei reprezentujący scenę hatecore Legion Twierdzy Wrocław, z wokalistą, który tym razem pojawił się na scenie z brodą zafarbowaną na czerwono i w czapeczce tegoż koloru, porwał cały namiot swoim ciężkim, agresywnym graniem, z tekstami w rodzimym języku (co bywa bolączką zespołów zyskujących szerszą atencję). Można nie lubić szantowych klimatów, połamanego core’owego grania, czy dosadnych tekstów, ale jednocześnie trzeba przyznać, że koncertowy styl i kontakt LTW z publicznością są świetne i za każdym razem porywają zebranych do zabawy. Piątkowy występ nie był wyjątkiem. Na scenie tego wieczoru pojawił się również bardzo popularny w Polsce węgierski Romantikus Eroszak i zagrał muzycznie bardzo poprawny set, urzekając zebranych szczególnie kilkoma muzycznymi ukłonami w stronę przyjaźni polsko-węgierskiej.

Z kolei w sobotę zagrali m.in. Kategorie C, Obłęd, All Bandits, czy KMVII, czyli ex-Ultima Frontiera, którzy na tle innych zespołów mogliby (częściowo) uchodzić za dżentelmenów w sile wieku, jednak nie można im odmówić ani zapału do grania szybkich, energicznych utworów tak lubianych przez fanów włoskiej sceny, jak i kilku spokojniejszych pieśni o balladowym zacięciu. Niemieccy chuligani z Kategorie C zagrali zaś szybki, bezkompromisowy set, udowadniając, że prosta, oi’owa muzyka idealnie nadaje się do rozgrzania publiczności, czy przekazania prostych treści przeciwko islamskiemu fundamentalizmowi. Zabrakło ewidentnie Pozytywki, w bardzo udany sposób wplatającej do muzyki tożsamościowej kobiece talenty, czy Szwadronu 97, który w dwóch poprzednich edycjach, reaktywowawszy się po długich latach, dostarczył niezliczonych emocji, prezentując niesłabnący zapał koncertowy i wspaniały kontakt z publicznością.

Z emocji pozamuzycznych, których z roku na rok coraz więcej, warto wymienić m.in. obecność Kolegów z śląskiego stowarzyszenia Duma i Nowoczesność, którzy fachowo instruowali gości w zakresie strzelania z pneumatycznej broni krótkiej i długiej. Można było również spróbować swoich sił w strzelaniu z łuku i procy. Dla zwolenników zmagań siłowych znalazło się m.in. przerzucanie opony. Na pobliskim boisku, z kolei, odbył się mini turniej piłkarski, w którym zwyciężyli nasi Koledzy w lubelsko-wrocławskim składzie, udanie biorąc rewanż za zeszłoroczną porażkę w walce z ekipą Młodzieży Wszechpolskiej o puchar.

Osobną sprawą, na którą warto zwrócić uwagę, jest kwestia obecności na Festiwalu najmłodszych – tych kilkuletnich. O ile na pierwszej, czy drugiej edycji, małe dzieci na FOG były jeszcze widokiem niecodziennym, szczególnie dla tych przyzwyczajonych do „szeregowych” koncertów sceny tożsamościowej, o tyle w tym roku ich obecność stała się już normą i całkiem normalnym widokiem, co zresztą zostało zaakcentowane podczas występu Nordiki, kiedy to cała sala odśpiewała gromkie „sto lat” jednej z najmłodszych uczestniczek. Dzieciaki były również wszechobecne w strefie bufetowej, na polu namiotowym, bawiły się w kąciku dziecięcym, brały udział w różnych zajęciach dodatkowych, a najwytrwalsze do późnych godzin bawiły się z rodzicami w namiocie koncertowym. Festiwal Orle Gniazdo stał się wydarzeniem rodzinnym, wbrew nienawistnej propagandzie zakłamanych mediów z lat ubiegłych, a także w całkowitym przeciwieństwie do spędów „lewej strony”, skupionej bardziej na narkotykach i prawie do aborcji, niż na wychowaniu dzieci.

Dziękujemy serdecznie Organizatorom za kolejny świetny festiwal, pełny dobrej muzyki i okazji do konstruktywnego, acz relaksującego spędzenia czasu z ludźmi o podobnych poglądach. Świetna robota. Do zobaczenia za rok!

Relacja: SC / Zdjęcia: VC