Młodzież nie tylko potrzebuje alternatywy, ale wymaga jej i pragnie. Nie tylko zresztą młodzież – również ludzie starsi, których młodość zdusił bezwzględny komunistyczny system, a spokojną starość udaremnił jego następca, reżim demoliberalny; także średnie pokolenie, pogrążone w świecie nałogów bogato rozsianych przez współczesnych łowców ludzkich dusz, dla których przobrażenie ludzkości w jednolite beznarodowe stado to najkrótsza droga do ustanowienia neofeudalnego ładu. Demokracja, prawa człowieka, tolerancja – to dla nich tylko puste słowa; co gorsza, bat bezlitośnie spada na karki tych, którzy myślą inaczej. Młodzież najintensywniej odczuwa niesprawiedliwość, dlatego też to właśnie młodzi tworzą historię. Obecnie, kiedy zadowolony z siebie obywatel-konformista, zaślepiony egoizmem, wygodnie rozsiadłszy się przed telewizorem znajduje tysiąc przyczyn, żeby tylko nic nie zmieniać w swoim bezmyślnym i pustym życiu, my – młodzi – widząc tysiąc możliwości, wychodzimy na ulice i bierzemy w swoje ręce losy kraju i całej naszej cywilizacji.

Nasz głos – głos radykalnej i bezkompromisowej młodości – brzmi coraz głośniej, brzmi od surowych syberyjskich równin po metropolie gnijącego zachodu. Nie ucichniemy i nie ukorzymy się przed golemami nowego światowego porządku, ponieważ znamy ich sztuczki. Patrząc wstecz na pokolenie naszych ojców, którzy dobrodusznie oddali przebiegłemu wrogowi z takim trudem odzyskaną wolność, my już nie powtórzymy ich błędu, nie zamienimy żywo płonącego w duszy ognia na efemeryczne miraże spokoju o pełnym żołądku i niewolnictwo dóbr materialnych.

Obce są nam lejące się pomyjami z ekranów telewizyjnych, z gazet, zewsząd «wartości» niestrudzenie narzucane nam przez ideologów «nowego, lepszego świata»; obce nam są ich dwulicowość i obłuda, obcy nam jest ich porządek świata, ten kolos na chwiejących i trzęsących się glinianych nogach. Zawieje wiatr i on runie, rozsypie się w pył, przepadnie jak wielkie niegdyś Imperium Rzymskie, pogrążone w nałogach – zupełnie jak Europa dzisiaj – hedonistyczne monstrum. Współcześni barbarzyńcy nie są już u bram — są za nimi, grabią, mordują, gwałcą. O tym jednak nie wiadomo czemu przyjęło się wstydliwie milczeć, podczas gdy wszystko co zdrowe, czyste, wieczne, co zakorzenione głęboko w ziemi ojczystej, w szale godnym lepszego wykorzystania, jest bezlitośnie wyrywane z tej ziemi i puszczane na wiatr.

Oto nasza alternatywa. Zębami, krwawiącymi i wyłamanymi palcami wczepiwszy się w te korzenie drzewa naszego rodu, podawszy sobie ręce, ścisnąwszy tak, że nawet śmierć nie rozłączy tego uścisku, my – Białorusini, Polacy, Ukraińcy, Litwini, Serbowie, Czesi, Słowacy, wszyscy nasi bracia krwi – powstrzymamy tych, którzy już dziś, zacierając ręce, świętują swoje – wydawałoby się tak łatwe – zwycięstwo. Oddajemy bezdyskusyjny priorytet wszystkiemu co narodowe, zdrowe, majestatyczne, honorowe. Jesteśmy prawdziwi i szczerzy w naszych pobudkach. Gotowi jesteśmy złożyć na ołtarzu swoje własne zdrowie, czas, nasze własne życia – dla dobra narodu. Radość bliźniego stawiamy ponad swoją własną radość. Odrzucamy egoizm, który ogarnął współczesny świat i nie boimy się wstąpić na drogę surowego ascetyzmu.

Z radością i upojeniem spoglądamy śmierci w oczy, ponieważ wiemy, że nie ma ona nad nami władzy i że nieuchronnie powrócimy w tysiącach, milionach naszych potomków, którzy – pewnego dnia – będą radośnie i beztrosko śmiać się tam, gdzie dzisiaj rządzi ohyda i pustka. Niech nasze zwycięstwo wydaje się teraz niemożliwym, ale jest ono nieuniknione tak, jak to, że duch zawsze triumfuje nad materią. W swoim nieugiętym i chwalebnym zrywie jesteśmy osamotnieni, jak nigdy wcześniej. W imieniu białoruskich nacjonalistów pozdrawiam was. Razem zwyciężymy.

Prawy Sojusz / AN Białoruś